to są fakty. Ale co w związku z nimi? Twoje zaufanie do tych tekstów maleje? Nic nie zmienia? Wciąż nie chcesz powiedzieć jak mam odbierać to stwierdzenie. Mam rozumieć je tak, że Ci ludzie zniekształcili nauczanie Błogosławionego? Mógłbyś się do tego konkretniej odnieść? Czy również nie będziesz odpowiadał jak na pytanie dotyczące Boga?abgal pisze:Co chciałem przez to powiedzieć? To, że, o ile mi wiadomo, Siakjamuni nie napisał nic a to co podają pisma zostało spisane przez ludzi żyjących wiele pokoleń po nim na podst. ustnych przekazów.
Błogosławiony oczywiście. Pośród wielu rzeczy, których niedeklarował (nie ma tam kwestii istnienia Boga-stworzyciela, ani istnienia atta) jasno zadeklarował co jest właściwe, zdrowe i pożyteczne (kusala), a co nie (akusala). Oczywiście nie będzie dla mnie niespodzianką, gdy napiszesz, że w Europie wszystko zależy od "warunków" i nie powinniśmy się zajmować takim pytaniem.Nie moga istnieć żadne 'stałe' kryteria. Biorąc 'na poważnie' nauki o nietrwałości i współzależności nie mogę wyznaczać żadnych stałych kryteriów. Co jest 'dobre' a co 'złe'? Może Ty wiesz? Kto ogarnie nieskończoną złożoność zjawisk i jasno stwierdzi - 'tak a nie tak'?
Pragmatyzm będzie wyglądał inaczej gdy ktoś wierzy w to, ze istnieją inne plany zradzania, że istnieją działania i ich rezultaty, także te niewidoczne w tym życiu, niż gdy w to nie będzie wierzył. Który pragmatyzm jest tym, którym się posługujesz?Tak jak pisałem pokładam zaufanie w linie przekazów. Dodatkowym kryterium może byc stała (i krytyczna względem własnych sądów) obserwacja czyje działania czym skutkują. Pragmatyzm. To co sprawdza się w praktyce jest ok.
Nie o to pytałem. Pytałem, czy uważasz, że właściwym byłoby w pewnych "warunkach" by nauczać, że taki Bóg istnieje i nazywać to nauką Buddy?Nie wydaje mi się, by jakikolwiek nauczyciel buddyjski mówił o istnieniu Boga.
Wciąż powtarzasz zdanie, które nie ma uzasadnienia i dlatego nie da się go wziąć za argument. Kwestia Boga-stworzyciela jest nie tylko przedmiotem nauk zachowanych w paa.li, ale - gdy spojrzysz do jednego z pierwszych postów JW - była ona obiektem dysput wśród buddyjskich filozofów w Indiach. Nazywanie tego "niezajmowaniem się", albo "kwestią wtórną", brzmi jak eufemizm.Buddyzm się tym problemem nie zajmuje a jeżeli już to jako kwestią wtórną.
Nie robię nic z tych rzeczy.Moim zdaniem, nadinterpretujesz wypowiedź M. Braunek sensei. Starałem się to uzasadnic.
Praktyka buddyjska zaczyna się od właściwego poglądu, mówienie o "praktyce" w kontekście buddyjskim bez sammaadi.t.thi, jest bezużyteczne. W Indiach w czasach Błogosławionego było mnóstwo ascetów, którzy "praktykowali" pewnie mocniej niż każdy z nas. Budda nie chodził między nimi i nie poklepywał ich po plecach mówiąc, że świetnie praktykują i na pewno dadzą radę. To co robił to wyplewiał z nich niewłaściwe poglądy, gdy było trzeba pouczał ich o moralności, szczodrości i innych planach zradzań. Nauczał o korzyściach wycofania ze zmysłowości i przechodził do nauczania cierpieniu, jego przyczynie, końcu i drodze do tego końca. Istnieje masa niewłaściwych praktyk i wierzeń, niewłaściwej uważności, niewłaściwej koncentracji i podążanie za nimi nie przyniesie potwierdzenia nauczania Buddy.Buddyzm to przekuwanie wiary w doświadczenie. Narzędzia, których używa się w tej kuźni muszą byc dostosowane do 'kutego' materiału.
Trudno mi wyłuskać odpowiedź na moje pytanie z tego co napisałeś... Wciąż zadaję Ci jakieś pytania, ale naprawdę potrzebuję uściślenia tego co chcesz mi przekazać: Co to znaczy, że "[n]ie ma lepszych i gorszych ścieżek 'w ogóle'"?Wspomniałem już o liniach przekazu oraz krytycznej obserwacji. [...]
Pozdrawiam,
Piotr