leszek wojas pisze:Nie szkodzi, zapraszam do wątku Poezja Śpiewana, tam jest coś dla Ciebie
To ja Ci coś zaśpiewam, dobra?
leszek wojas pisze:Jest to dla mnie czysto umowna, symboliczna kwestia. Nie przywiązuję praktycznie żadnej wagi do liczby 78. Mogłoby równie dobrze być 79 czy 77. A najlepiej 0
To nie jest tylko czysto umowna, symboliczna kwestia. Wpisanie założyciela szkoły w poczet legendarnych patriarchów tworzących tradycyjną linię genealogiczną chan jest przede wszystkim zabiegiem legitymizującym daną organizację. Manewr ten sprawia, że w oczach świata zewnętrznego (nowych uczniów, sponsorów, innych współzawodniczących szkół) organizacja taka nabiera prestiżu, może oficjalnie pretendować do miana tej, która przekazuje „żywy” zen. W sumie, faktycznie to nie jest ważne czy
ojciec-założyciel jest na 78 czy 79 miejscu w porządku dziobania. Najważniejsze jest to, że on tam
jest. Zwyczajnie widnieje na liście. Tradycyjnie, to znaczy w czasach chińskiej ery Song - kiedy to fabrykowano pierwsze prototypy takich chanowskich genealogii – to właśnie (czyli bycie zaliczonym w poczet legendarnej linii rozciągającej się od Sakjamuniego poprzez Bodhidharmę i dalej) stanowiło o tym, że dany nauczyciel, jego uczniowie, czyli późniejsi kontynuatorzy jego dzieła zyskiwali uznanie na cesarskim dworze oraz wśród sponsorujących ich klanów możnowładców. To właśnie pozwalało buddystom chan opanować ówczesne, utrzymywane przez cesarzy państwowe klasztory. To wreszcie pozwalało na bycie hegemonem pośród innych frakcji i buddyjskich sekt. Ostatecznie najzabawniejsze jest jednak to, że główne narzędzie pozwalające na zdobycie poklasku, prestiżu i legitymacji, czyli owa unikalna linia genealogiczna, mająca łączyć danego mistrza z samym Buddą Sakjamunim, przedstawiana wszem i wobec, jako faktyczny zapis pewnego ciąg historycznych zdarzeń mających miejsce w przeszłości, jest (w świetle współczesnych badań buddologów) tylko
literacką konfabulacją. Fikcją którą, jak łatwo można się przekonać nadal oficjalnie posługują się współczesne szkoły zen celem zwabienia nowych akolitów i tym samym, uzyskanie szansy dalszego przetrwania. Widziane z takiej perspektywy, umieszczenie Seung Sahna na 78 miejscu w lini od Sakjamuniego, zdaje się być logicznym manewrem, który w przyszłości umożliwi pełnoprawne dopisanie do tej listy następnej postaci, kolejnego
patriarchy, naczynia, które pomieści w sobie esencję "żywego" zen. Kto wie, może jego korzenie wywodzą się z Krakowa?
+