Do tematu zen a wadżrajana nie będę się ustosunkowywał (zresztą i tak nie brałem udziału w tej dyskusji i mnie nie dotyczy), bo się nie znam na zenie a i o wadżrajanie wiem jeszcze bardzo mało.
Jedno wiem, w temacie o olku nigdy nikt nie będzie 100% obiektywny. O tym człowieku i jego stylu można mówić, albo źle albo dobrze. Taka jest niestety prawda.
Niektórzy zwracali mi uwagę, abym nie poruszał kwestii pieniędzy - właściwie dlaczego? 500 zł? 1000 zł? W porządku zapłacę tyle za kurs, bo mnie stać. Jest to niemała kasa, hehe niektórzy może nie 500 ale trochę powyżej 1000 zarabiają miesięcznie, ale co tam. Tylko że za kurs z LAMĄ, ewentualnie za kurs z "licencjonowanym" mistrzem zen (chociaż jak wspomniałem nie interesuję się zenem, ale taki przykład). Ale nie za 5 dni biwakowania i dobrej zabawy w kucharach, z człowiekiem który tytuł lamy w zasadzie nadał sobie sam. Błagam niech nikt nie mówi, że prześladuję go bo jest biały, a nie żółty...
Brałem udział w organizacji różnych "imprez" (nie związanych z dharmą) i wiem że takie przedsięwzięcia sporo kosztują. Niektórzy często nie zdają sobie sprawy, że nawet z dużej wpłaty "występujący" widzi jakiś procent. Zgodzę się.
Ile kosztują wykłady czy kursy weekendowe z "nauczycielami" DD którzy przybywają z zagranicy? Tyle mogę dać olemu.
Co do jego "kochliwości" może i niepotrzebnie to ruszam... Chociaż kuźwa facet ewidentnie wykorzystuje swoją pozycję i w ten sposób ma seks, dobrze że przynajmniej nikogo do niego nie zmusza, bo chętne same się pchają. Przy czym takie zachowanie wypada raczej gwiazdorowi rocka, niż komuś kto określa siebie "lama". ole nie jest Drupką Kunlejem czy Padmasambhawą by twierdzić, że w ten sposób otwiera kobiety na jakieś kosmiczne stany świadomości, bo do nauczania seksu tantrycznego nie ma nawiasem mówiąc prawa (o to też była draka z Szamarpą).
Zresztą nie krępujcie się, zarzućcie mi, że zazdroszczę - tak, zazdroszczę mu
Warto zaznaczyć, że sam ole bardzo chętnie krytykuje za lekki styl Kalu Rinpocze (no może zły przykład bo tego krytykował za czajenie się z tym), albo Trungpę.
Nie zarzucam mu, że kogoś do czegokolwiek zmuszał czy przymuszał, uderzcie mnie gdy znajdziecie u mnie sugestie że kogoś zgwałcił!! Po prostu ma swoje groupies, z których chętnie korzysta.
Seks to z tego co mi wiadomo to dość ważna kwestia w wadżrajanie, to są bardzo esencjonalnie, głębokie i dojrzałe praktyki. Ale wadżrajana to nie burdel czy czyjś prywatny harem (a może jestem durnym idealistą?!?).
A do tego te pełne fascynacji i podniecenia gadaniny o jego romansach. To jest nawet obrzydliwe, aż się rzygać chce!
Ucząc ludzi zachodu powinien być świadomy, że ktoś mu to wyrzuci, powinien też być bardziej ostrożny.
Co do nauczycieli. Otóż w stosunku do innych szkół, czy nawet Kamtzang, ilość przyjeżdzających tutaj nauczycieli jest raczej skąpa i odbywa się to raczej mało regularnie. O to właściwie mi chodziło.
Nie chcę nawet ruszać tego, że na ogół uczniowie olego często nie widzą poza nim świata, nie zachęca się w DD do krytycznego patrzenia "na to wszystko". Ostatecznie uczniowie olego na ogół mają bardzo słabe pojęcie czym jest buddyzm, o naukach nawet nie innych szkół, ale tej samej. Ale ok tutaj napiszecie o niemieszaniu poglądów i zbijecie, a ja też nie chcę zbytnio się rozdrabniać w tym temacie.
Czasami mam wrażenie, że większość buddystów od olego to grupa imprezowo-taneczna, a dharma to tylko skutek uboczny. Bo buddyzm fajny jest i modny i cool. Można się pochwalić przed znajomymi swoją egzotyczną pasją. A do tego ten z DD taki nowoczesny, wyrwany z zabobonu i ciemnych, niejasnych naleciałości Tybetu. Wszystko fajnie, ale... mnie to nie pasi. Zaznaczam, nie wszyscy w DD są tacy jak tutaj opisuje, znam też znakomitych medytujących, o bardzo rozległej wiedzy. Prawdziwych małych tygrysów dharmy. Mówię o zjawisku spotykanym najczęściej, o tym za co olemu się najczęściej dostaje od takich jak ja: dziwaków, nudziarzy, 'konserwów'.
Nikt niech nie idzie w argument "spójrz na siebie". Nie jestem debilem, który czepia się całego świata a siebie uważa za chodzący ideał. Wiem jaki syf mam do przepracowania. Bo bywam i prostacki, szorstki, nie zawsze współczujący, pierdołowaty/czepliwy, czasami i ze mnie wychodzi ostatnia ku***.
Co do małej ilości praktyk, ja tak sobie tylko wyobrażam, że przecież skoro u bonpów, dzogczenistów czy w kamtzang mają tyle praktyk, różne cykle nyndro, różne nauki - termy, tantry no od cholery tego. To wszystko jest autentycznie dopasowane do różnych typów ludzi, różnych charakterów, do różnych potrzeb. Nie chodzi o to, że ja chcę trochę tego, trochę tamtego, między czasie jeszcze innego tamtego - czyli wszystkiego i niczego. Chodzi mi o pewną możliwość dopasowywania praktyki pod swój tryb życia, charakter, dążenia. Pewnie i u olego też tak mogłoby być, ale wymagałoby to zupełnie innego systemu nauczania, bardziej kameralnego, mniej masowego. Wracamy tutaj do tematu jego przyjazdów do naszego kraju. Od razu mówię nie wyskakujcie mi z tym, że "w tybecie to się tygodniami szło po nauki" - bo to śmieszny i żenujący argument. Ktoś kiedyś napisał, że na np. Tenzina Wangyala Rinpocze też czasami się trzeba naczekać - ok. Ale między czasie przyjeżdża jeszcze kilku innych nauczycieli. U olego to w zasadzie też tak jest, ale nie żaden kwalifikowany nauczyciel tylko "Królik Bags" czy inny "Lehnert".
Narazie ta porcja tekstu musi wam wystarczyć. Jeżeli pierdzielę jak potłuczony to udowodnijcie mi to. Może ja najzwyczajniej w świecie mam zaburzone postrzeganie rzeczywistości, odchylenie prawicowe czy to że się nie znam. To jest możliwe. Ale jak komuś zależy to niech wyprowadzi mnie z błędu.