mundek pisze:Mundek, po prostu te biografie na stronach nie są zbyt rzetelnie pisane i raz napiszą jedno, raz drugie. DSSN po 100 dniach odosobnienia, które zrobił na własną rękę zaraz po ordynacji osiągnął coś, a potem praktykował w Sudoksa i spotkał Kobong Sunima. Przekaz dostał dopiero po dalszej praktyce i tym ostatnim egzaminie. Jasne?
Piotrze jesteś pewien,że właśnie tak było, czy raczej tak wygodnie, hę?:)
Myślę:), że czas skończyć ten wątek jak na temat "nie-myślenia" już wiele mysli ....powstało:)
Jestem pewien, że DSSN tak to przedstawił. Tak to też było opisane w takiej pamiątkowej książce, którą wydano na 60 urodziny DSSN'a. Ja już powoli kończę ten wątek, bo spadam pojutrze do Falenicy na tydzień
Mój kolega będąc kandydatem na mnicha, spędził dwa i pół roku w Korei i był bardzo zdegustowany bardzo słabą formalną praktyką a często kompletnym jej brakiem wśród większości mnichów. Było to wiele lat temu. Ponoć głównie dzięki nauczycielom Kwan Um ostatnio jest trochę lepiej.
Jurek, zlituj się. Opowieści naszych kombatantów, którzy nie znając koreańskiego gdzieś tam pojechali i coś tam zobaczyli trzeba traktować ostrożnie. Z tego, co wiem, zachodni mnisi wyobrażali sobie, że w Korei wszyscy mnisi to mnisi seon i się dziwili, że oni nie praktykują. A tak jest tylko z teorii, z tej oficjalnej linii, o której wyżej pisałem. Koreański buddyzm to klasyczna synkretyczna Mahajana, jak w Chinach. Klasztory mają szkoły sutr (gangwon) i sale medytacji (seonwon, seonbang). Część mnichów decyduje się na seon, część zwyczajnie tego nie robi. Tych, którzy wytrwale siedzą seon jest oczywiście mniejszość, ale podobno są nieoficjalnie postrzegani jako elita. Nikt też nie mówi o sobie "jestem buddystą zen", albo coś. Po prostu są medytujący mnisi i niemedytujący mnisi. No i ci, co medytują, to jest, panie szanowny, hardcore - o wiele większy niż to, co mamy w Kwan Um. I jeszcze raz powtarzam: wśród mnichów medytujących takie - i jeszcze ostrzejsze - odosobnienia to nic specjalnego. Mundek radzi dobrze: poczytaj biografie Kusana, Songchola, Hyobonga, Hanama...
To, że "głównie dzięki nauczycielom Kwan Um ostatnio jest trochę lepiej" to nieprawda. O ile DSSN był w Korei autorytetem, to nauczyciele Kwan Um już niespecjalnie (z wyjątkami - jak Chongan SN, czy Hyongak SN, ale wątpię, żeby oni mieli wpływ na kształt Jogye). To się powoli zaczęło teraz zmieniać, ale opowiadać, że jeden niewielki klasztor Kwan Um to jakaś reformatorska siła napędowa Jogye to żarty. Ponownie proszę: zlituj się
DSSN na pewno przyłożył się też do odnowienia buddyzmu w Korei, ale było w XX wieku wielu wielkich mnichów, którzy w przeciwieństwie do niego byli na miejscu i tam działali.
Mam trochę kontaktu z koreańskimi buddystami (mnichami i świeckimi) i wiem od nich, że bajki krążące wśród uczniów Kwan Um o tym jak to w Korei "nasi" rządzą to bzdury. Na szczęście żyjemy w czasach łatwiejszej komunikacji - kontakt z koreańskimi mnichami to żaden problem, możemy sobie kupić książki z zagranicy - i nie musimy już się bawić w głuchy telefon sprzed lat.
mundek pisze: Skąd pochodzi taka potrzeba praktykowania w "naj....naj...lepszej Szkole, u najlepszego nauczyciela"?
Ja nie wiem skąd pochodzi, ale wiem, że nikomu nie pomaga, a gdy przekracza poziom komizmu, to zaczyna szkodzić. To coś jak polski mit narodowo-wyzwoleńczy
Pzdr
Piotr