Właśnie, ja też nie wiem na ile te słowa odzwierciedlają prawdę. Chyba trzeba pojechać samemu do kraju w którym powszechną religią jest Buddyzm, np. do Japonii, by móc uchwycić jaka jest proporcja prawdy w takim stwierdzeniu. Na całym świecie w znaczącym stopniu przejawia się tendencja do laicyzacji, z co za tym idzie krytycznego spojrzenia na własną tradycję religijną. Ciekawe, że często jest to powiązane z fascynacją kulturą zachodu.108Adamow pisze:Cóż, tempora mutantur et nos mutamur in illis.leszek wojas pisze: A czytałeś ten artykuł Piotrze:
http://www.bbc.co.uk/news/world-asia-18482726 ?
Z drugiej strony morza, ze tak powiem, jak to wygląda w Japonii? Relacja z pierwszej ręki, cytowana zresztą juz na forum gdzieś przeze mnie:
Można to i owo mówić o Bradzie Warnerze, ale akurat na tym, co powyżej się zna, mieszkał tam w końcu X lat i wrósł mocno w środowisko Japończyków, szczególnie takie, jakie wzmiankuje: artystyczno-młodzieżowo-inteligenckie.In Japan things are different. I found that most of my “normal” (ie, not involved in Buddhism) friends had no respect at all for Zen masters. The general feeling seemed to be that Zen masters were lazy rich people, driving around in fancy cars and working only when necessary to do funerals and other such ceremonies. They were seen as taking advantage of the poor and uneducated.
How much of this is actually valid, I do not know. Some of it surely must be true because the stereotype was quite common among people I knew over there. The people I knew who held this stereotype were generally young, educated artistic types. They viewed Zen masters in much the same way that same segment of the US population views televangelists.
PL: W Japonii jest nieco inaczej (w stosunku do USA): odkryłem, ze większość moich normalnych (= niezaangażowanych w Buddyzm) przyjaciół nie wykazywało żadnego szacunku wobec mistrzów zen. Ogólna opinia jest taka, że mistrzowie zen to leniwi bogaci ludzie jeżdżący w ekskluzywnych samochodach i pracujący jedynie, gdy zmusi ich do tego okoliczność: pogrzeb lub coś w tym stylu. Uważa się, że wykorzystują biednych i nieuczonych ludzi.
(Adam: ktoś pamięta spot wyborczy Palikota? Skąd my taki opis znamy...)
Nie wiem, do jakiego stopnia odzwierciedla to prawdę, do jakiegoś stopnia na pewno, gdyż ten stereotyp był całkiem popularny wśród osób, które tam znałem: głównie młodych, wykształconych, "dusz artystycznych". Postrzegali mistrzów zen w ten sam sposób, jak u nas (w USA) postrzega się teleewangelistów.
Smutna konstatacja z tego wątku wynika...
A.
Mówienie o "upadku dharmy" w krajach buddyjskich ma swoją rację. Jednak stan rzeczy wynikający z tego "upadku" jest kilkadziesiąt razy w lepszej kondycji niźli stan "rozwoju dharmy na zachodzie", nadal i wciąż, może kiedyś to się zmieni. Mam głębokie przeświadczenie, że przy odrobinie szczęścia, w jednej - średniej wielkości japońskiej czy koreańskiej wiosce można spotkać więcej "poważnie praktykujących osób" niż w całej Polsce...
No i znów mamy tych "mistrzów zen", o kim tu mowa? Domyślam się, że chodzi o kapłanów, i to takich którzy posiadają pieczę nad cmentarzem, to dochodowy interes, a w dodatku rodzinny - przecież w Soto najczęściej najstarszy syn kapłana dziedziczy po ojcu świątynię. Nie zawsze ma to negatywne znaczenie, wielu jest bardzo zaangażowanych w praktykę i to, że dziedziczą taką schedę dodaje tylko mocy i wigoru. Spotkałem tak wielu skromnie żyjących mnichów/kapłanów, oddanych pracy dla społeczeństwa, np. doradców rolników, ludzi światłych i wykształconych, którzy dzielą się tym jak tylko mogą, a żyją bardzo skromnie mając do jedzenia głównie plony ze swego małego ogródka. Jest w Japonii tyle pięknych i prawdziwych historii o mnichach (mistrzach zen), którzy oprócz formalnego nauczania, pomagali lokalnej społeczności, zbierając pieniądze rozdając żywność. Takiego typu owoców praktyki trudno jeszcze na zachodzie spotkać, ale na pewno pojawią się.
Nie ma co tracić czasu na porównywania, korzystać z tego co dobre i nośne dla Dharmy z każdej z tych kultur, bez zbędnych wzorów kulturowych, oddzielić ziarno od plew...
Wygłaszanie takich "komunałów" niczemu nie służy, równie dobrze japończyk słysząc o jednym księdzu pedofilu może posądzać wszystkich katolickich kapłanów o to samo.