Że natura ich ciał jest taka sama jak światła.Tomek pisze:I co to ma wspólnego z ucieleśnionymi istotami jakimi są ludzie?
Pozdrawiam
Że natura ich ciał jest taka sama jak światła.Tomek pisze:I co to ma wspólnego z ucieleśnionymi istotami jakimi są ludzie?
"Tak, to prawda" pisze Olendzki "pojawia się odważna nowa fizyka, lecz obawiam się tendencji wyjaśniania czegoś, czego nie rozumiemy w kategoriach czegoś innego, czego nie rozumiemy". I dalej "Problem jaki wynika ze zwyczajnego zredukowania umysłu do mózgu jest nie tylko taki, że nauki o odradzaniu zostają zakwestionowane, lecz również taki, że zakres i obietnica przebudzenia zdają się być w pewien sposób zredukowane raczej do zaakceptowania własnej śmierci, niż do wykroczenia poza nią w niezwykły sposób. Czy Budda zaledwie umarł szczęśliwie, czy w jakiś ważny sposób przekroczył życie i śmierć i osiągnął Nieśmiertelne?"kunzang pisze:Że natura ich ciał jest taka sama jak światła.Tomek pisze:I co to ma wspólnego z ucieleśnionymi istotami jakimi są ludzie?
Panowie Kunzang i Iwanxxx, rozumiem, że jesteście tutaj na tym forum, jako osoby, które między innymi dbają o „porządek”. Doceniam to i nie jestem chyba w tym względzie odosobniony. Niemniej nie wydaje Wam się, że w tym konkretnym wypadku, przede wszystkim, impulsywnie ingerujecie w wymianę zdań pomiędzy mną i GreenTea? A może GreenTea inaczej odebrałaby moją – przyznaję - ironiczną wypowiedź. Być może nie czułaby się nią dotknięta, a tym bardziej wzgardzona? Jeżeli tak się stanie (stało) i ona to zakomunikuje, to pozwólcie, że sam się tym zajmę.iwanxxx pisze:@Tomek, w niektórych momentach zaczynasz się robić po prostu złośliwy w stosunku do innych. Nie mamy nic przeciwko tematom, które poruszasz, ale niektóre teksty, które zaserwowałeś są nie do przyjęcia. Rozumiem, że dyskusja "sam przeciw wszystkim" może być wyczerpująca emocjonalnie, ale ostatni raz proszę, żebyś dyskutował bez złośliwych przytyków w stosunku do innych.
Zacząłem czytać ten tekst ale jest po prostu - sory - nudny, i zawiera wiele trudnych słów. Mógłbyś streścić? Jakie wnioski wg. Ciebie należy wyciągnąć?Tomek pisze:Tak Booker - "doświadczenie" to jest "złoty cielec" zachodniego buddyzmu. Jednak abyś mógł w pozytywnym sensie zrozumieć to, co mam faktycznie na myśli, kiedy piszę "złoty cielec", musiałbyś się wysilić i zagłębić w mój świat - a to niestety wymaga lektury. A za tym, jak pamiętam raczej nie przepadasz... Już dawno, dawno temu polecałem Ci Roberta Sharfa i lekturę jego słynnego eseju, z którym ciągle polemizuje wielu współczesnych komentatorów zajmujących się zachodnim buddyzmem ... no ale nie będę za dużo truł. Jeżeli nie Ty, to może inni przeczytają i wyciągną własne wnioski.booker pisze:Sens tego co wypisujesz jak na raze jest taki, ze nie mając pewnych doświadczeń negujesz te doświadczenia u innych (nie uznając je za możliwe a będące jedynie wymyslami) a uzasadnienie ukraszasz cynizmami zmieszanymi z psychoterapeutycznym zargonem.
+
Cieszę się, że próbujesz, niemniej wiedz, że ja ten tekst czytałem pierwszy raz pewnie jakieś pewnie 3-4 lata temu i kilkakrotnie ponawiałem lekturę - słownik zawsze mam pod ręką - poza tym zapoznawałem się także z krytyką stanowiska Sharfa ze strony innych badaczy ... takie zagadnienia trudno jest streścić.booker pisze:Zacząłem czytać ten tekst ale jest po prostu - sory - nudny, i zawiera wiele trudnych słów. Mógłbyś streścić? Jakie wnioski wg. Ciebie należy wyciągnąć?
Bez przesady, Tomku, Sharf to nie Heidegger. Upraszczając i koncentrując się na sednie artykułu Sharfa: jak już motto eseju zdaje się sugerować, Sharf kwestionuje możliwość zaistnienia (a w każdym razie możliwość jego istotnego zaistnienia w obrębie buddyjskiego - albo dowolnego innego - dyskursu, takiego zaistnienia, które miałoby dla nas jakieś egystencjalnie uchwytne znaczenie, które dałoby się w jakikolwiek sposób odnieść do naszych narracji czy wysiłków budowania znaczenia) doświadczenia bezpośredniego czy niezapośredniczonego.Tomek pisze:takie zagadnienia trudno jest streścić.
A kiedy umysł został zredukowany do mózgu ? Musiało mnie to jakoś ominąć.Tomek pisze:"Tak, to prawda" pisze Olendzki "pojawia się odważna nowa fizyka, lecz obawiam się tendencji wyjaśniania czegoś, czego nie rozumiemy w kategoriach czegoś innego, czego nie rozumiemy". I dalej "Problem jaki wynika ze zwyczajnego zredukowania umysłu do mózgu jest nie tylko taki, że nauki o odradzaniu zostają zakwestionowane, lecz również taki, że zakres i obietnica przebudzenia zdają się być w pewien sposób zredukowane raczej do zaakceptowania własnej śmierci, niż do wykroczenia poza nią w niezwykły sposób. Czy Budda zaledwie umarł szczęśliwie, czy w jakiś ważny sposób przekroczył życie i śmierć i osiągnął Nieśmiertelne?"kunzang pisze:Że natura ich ciał jest taka sama jak światła.Tomek pisze:I co to ma wspólnego z ucieleśnionymi istotami jakimi są ludzie?
+
Dzięki Lwie za pomoc.LewKanapowy pisze:Bez przesady, Tomku, Sharf to nie Heidegger. Upraszczając i koncentrując się na sednie artykułu Sharfa:
On nie tyle próbuje zrewidować tradycyjne buddyjskie egzegezy, co raczej pragnie przedstawić te egzegezy - przykładowo Visuddhimagę (str. 239) - w innym, bardziej obiektywnym świetle. Pragnie zakwestionować metody współczesnego dyskursu zajmującego się odczytywaniem i interpretacją tychże tradycyjnych źródeł, i wskazuje na to, że tenże dyskurs skażony jest domieszkami pochodzącymi z rodzimych, zachodnich nurtów kulturowych, takich jak powiedzmy protestantyzm czy romantyzm - z ich szczególnie pojmowaną "retoryką doświadczenia".LewKanapowy pisze:To jest główne założenie Sharfa - które prowadzi go do zrewidowania tradycyjnych buddyjskich egzegez praktyki buddyjskiej i krytyki tego, co okresla mianem buddyjskiego modernizmu.
Aha - czyli, że w sensie, te doświadczenia, które zdobywamy na ścieżce dzieją się tylko dlatego, że ktoś nam wcześniej o nich powiedział, że jakby, są one wpierw imputowane, a potem przeżywane ale dlatego, że wcześniej zostały zimputowane tak?LewKanapowy pisze: Innymi słowy: każde doświadczenie czy poznanie (włączając tzw. samopoznanie) jest z definicji po części przynajmniej uwarunkowanym doświadczeniem językowym i kulturowym: goście, którzy rozpoznają rigpę, rozpoznają wg Sharfa to, co rozpoznają, z perspektywy, którą zbudował aparat pojęciowy Dzogczen i w ograniczonym obrębie tego aparatu; poza doktryną, dyskursem i językiem Dzogczen nie ma ani rigpy ani możliwości jej rozpoznania - tak, jak ci, którzy przeżywają kensho, przeżywają to, co przeżywają, dzięki indoktrynacji (nie używam tego słowa tutaj pejoratywnie) doktryną Zen i w horyzoncie tejże indoktrynacji; poza Zen nie ma przeżycia kensho. To jest główne założenie Sharfa - które prowadzi go do zrewidowania tradycyjnych buddyjskich egzegez praktyki buddyjskiej i krytyki tego, co okresla mianem buddyjskiego modernizmu.
Albo np, że jest jakiś jeden rodzaj mistycznego doświadczenia, a każdy dorabia do niego inną teorię.booker pisze:[Aha - czyli, że w sensie, te doświadczenia, które zdobywamy na ścieżce dzieją się tylko dlatego, że ktoś nam wcześniej o nich powiedział, że jakby, są one wpierw imputowane, a potem przeżywane ale dlatego, że wcześniej zostały zimputowane tak?
Mniej więcej. Jeśli nie masz wiedzy o jakimś doświadczeniu, możesz, być może, je przeżyć - ale nie masz jak go wyodrębnić, nie uznasz go za warte wyodrębnienia czy istotne na tyle, żeby coś dalej z nim robić, ba, całkiem możliwe, że po prostu wcale go nie zauważysz, nie odseparujesz od przepływu innych doświadczeń.booker pisze:Aha - czyli, że w sensie, te doświadczenia, które zdobywamy na ścieżce dzieją się tylko dlatego, że ktoś nam wcześniej o nich powiedział, że jakby, są one wpierw imputowane, a potem przeżywane ale dlatego, że wcześniej zostały zimputowane tak?
Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
Jakim obiektywnym świetle?Tomek pisze:On nie tyle próbuje zrewidować tradycyjne buddyjskie egzegezy, co raczej pragnie przedstawić te egzegezy - przykładowo Visuddhimagę (str. 239) - w innym, bardziej obiektywnym świetle.
Już samo użycie terminu "doświadczenie mistyczne" jest sygnałem, że posługujesz się zachodnim sposobem interpretacji.booker pisze:Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
To znaczy takim, które uwględnia wpływ zachodnich metody hermeneutycznych na proces odczytywania tradycyjnych buddyjskich źródeł.LewKanapowy pisze:Jakim obiektywnym świetle?Tomek pisze:On nie tyle próbuje zrewidować tradycyjne buddyjskie egzegezy, co raczej pragnie przedstawić te egzegezy - przykładowo Visuddhimagę (str. 239) - w innym, bardziej obiektywnym świetle.
No dobrze, ale ciągle nie rozumiem, co dalej, jak już język wpuści człowieka w swój kanał? Ma się to, w co wpuszcza język, czy się tego nie ma? Ma się prawdziwe doświadczenie, czy nie?Tomek pisze:Już samo użycie terminu "doświadczenie mistyczne" jest sygnałem, że posługujesz się zachodnim sposobem interpretacji.booker pisze:Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
Cokolwiek by Booker napisał - w pięknym języku polskim - będzie sygnałem, że posługuje się (jakimś) zachodnim sposobem interpretacji.Tomek pisze:Już samo użycie terminu "doświadczenie mistyczne" jest sygnałem, że posługujesz się zachodnim sposobem interpretacji.booker pisze:Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
Wytłumacz, dlaczego uważasz to za naukowe niechlujstwo? Wyczuwam tutaj u Ciebie jakiś odcień chciejstwa i zawiedzionych nadziei. A może się mylę?LewKanapowy pisze:W tym cały szkopuł: o ile mogę przyjąć, że nie ma wystarczających dowodów, żeby naukowo twierdzić, że jest jakieś meta-mistyczne doświadczenie całkowicie nieuwarunkowane kulturowo i językowo - to wyciągnięcie z braku takich dowodów wniosku, że wobec tego nie ma i nie może być żadnego takowego doświadczenia to dla mnie naukowe niechlujstwo.
Nie zgadzam się z tym, że analiza Sharfa to tylko kolejna "zgrabna i miła historyjka". Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, ponieważ sugeruje on, że przesadny nacisk na "doświadcznie" we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw.LewKanapowy pisze:Sharf sprzedaje nam swoją zgrabną i miła historyjkę jako meta-historyjkę, która jest czymś więcej, niż historyjką - nie odnotowując w ogóle problemu (vide "obiektywizm").
A czy w pełni ukształtowana postawa etyczna pociąga za sobą jakieś doświadczenie czy też konieczne jest w tym względzie nieustanne podtrzymywanie jej poprzez współtworzący ją konstrukt formalny?Tomek pisze:Przede wszystkim dlatego, ponieważ sugeruje on, że przesadny nacisk na "doświadcznie" we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw.
Brak dowodu na x nie jest dowodem na brak x.Tomek pisze:Wytłumacz, dlaczego uważasz to za naukowe niechlujstwo? Wyczuwam tutaj u Ciebie jakiś odcień chciejstwa i zawiedzionych nadziei. A może się mylę?LewKanapowy pisze:W tym cały szkopuł: o ile mogę przyjąć, że nie ma wystarczających dowodów, żeby naukowo twierdzić, że jest jakieś meta-mistyczne doświadczenie całkowicie nieuwarunkowane kulturowo i językowo - to wyciągnięcie z braku takich dowodów wniosku, że wobec tego nie ma i nie może być żadnego takowego doświadczenia to dla mnie naukowe niechlujstwo.
Nie wiem, o co Ci chodzi z chciejstwem. Moje zawiedzione nadzieje to nadzieje, że Sharf nie będzie uprawiać tzw. shoddy scholarship - i powtórzy za Wittgensteinem, że o tym, czego język nie potrafi wyklarować, można tylko milczeć, a nie badać (czy nawet postulować) jego "realność" czy "fantazmatyczność"Tomek pisze:Wytłumacz, dlaczego uważasz to za naukowe niechlujstwo? Wyczuwam tutaj u Ciebie jakiś odcień chciejstwa i zawiedzionych nadziei. A może się mylę?LewKanapowy pisze:W tym cały szkopuł: o ile mogę przyjąć, że nie ma wystarczających dowodów, żeby naukowo twierdzić, że jest jakieś meta-mistyczne doświadczenie całkowicie nieuwarunkowane kulturowo i językowo - to wyciągnięcie z braku takich dowodów wniosku, że wobec tego nie ma i nie może być żadnego takowego doświadczenia to dla mnie naukowe niechlujstwo.
Ale ja piszę "zgrabna i miła historyjka" bez cienia sarkazmu. To jest "zgrabna i miła historyjka" - tym bardziej "miła", że, jak piszesz, "sugeruje", że "przesadny nacisk na 'doświadcznie' we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw". Ba, ogromnie podoba mi się nacisk Sharfa, żeby próbować spotkać buddyzm na jego warunkach, w jego przestrzeni i starać się mówić w jego języku - niezależnie od niemożliwości takiego spotkania. W żadnym razie nie twierdzę, że eseje Sharfa są do bani i kropka. Chodzi mi o to, że każda meta-narracja to ostatecznie rzecz biorąc narracja, i tyle - a Sharf wydaje się sugerować, że jego dociekanie obnaża nam Zapomnianą Prawdę o Buddyzmie.Tomek pisze:Nie zgadzam się z tym, że analiza Sharfa to tylko kolejna "zgrabna i miła historyjka". Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, ponieważ sugeruje on, że przesadny nacisk na "doświadcznie" we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw.LewKanapowy pisze:Sharf sprzedaje nam swoją zgrabną i miła historyjkę jako meta-historyjkę, która jest czymś więcej, niż historyjką - nie odnotowując w ogóle problemu (vide "obiektywizm").
Myślę, że wszelakie medytacyjne doświadczenia mogą być przeszkodą w praktyce. Mogą być nasionami, które podlewane narcystycznym nawozem, mogą wzrastając przybierać iście spektakularne formy egocentryzmu czy samoagresji.amogh pisze:A czy w pełni ukształtowana postawa etyczna pociąga za sobą jakieś doświadczenie czy też konieczne jest w tym względzie nieustanne podtrzymywanie jej poprzez współtworzący ją konstrukt formalny?Tomek pisze:Przede wszystkim dlatego, ponieważ sugeruje on, że przesadny nacisk na "doświadcznie" we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw.
Pytałem coś konkretnego a Ty mi odpowiadasz kompletnie z innej mańki.Tomek pisze:Już samo użycie terminu "doświadczenie mistyczne" jest sygnałem, że posługujesz się zachodnim sposobem interpretacji.booker pisze:Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
Nie wydaje Ci się, że brzmi to dość niedorzecznie jeżeli wziąć pod uwagę np. medytację Czterech Niezmierzoności? Albo jak według Ciebie objawiać miałaby się rzeczona samoagresja po praktyce Kochających Oczu?Tomek pisze:Myślę, że wszelakie medytacyjne doświadczenia mogą być przeszkodą w praktyce. Mogą być nasionami, które podlewane narcystycznym nawozem, mogą wzrastając przybierać iście spektakularne formy egocentryzmu czy samoagresji.
LewKanapowy pisze:Moje zawiedzione nadzieje to nadzieje, że Sharf nie będzie uprawiać tzw. shoddy scholarship - i powtórzy za Wittgensteinem, że o tym, czego język nie potrafi wyklarować, można tylko milczeć, a nie badać (czy nawet postulować) jego "realność" czy "fantazmatyczność"
LewKanapowy pisze:Ale ja piszę "zgrabna i miła historyjka" bez cienia sarkazmu. To jest "zgrabna i miła historyjka" - tym bardziej "miła", że, jak piszesz, "sugeruje", że "przesadny nacisk na 'doświadcznie' we współczesnej praktyce buddyjskiej, może mieć wpływ na umiejszenie znaczenia kultywowanie moralnego postępowania, innymi słowy na zaniedbanie kształtowanie etycznych postaw".
Nikt nie sugeruje tutaj, że możliwe jest spotkanie się z jakąś esencją buddyzmu. Tak jak napisałem wcześniej, „obiektywizm” Sharfa polega głównie na uwzględnieniu wpływu zachodnich metod hermeneutycznych na proces odczytywania tradycyjnych buddyjskich źródeł pisanych i interpretację badań terenowych prowadzonych w krajach azjatyckich. Jego „meta-narracja” nie ma jedynie czysto opisowego charakteru. Śmiem twierdzić, że wnioski jakie nasuwa mogą mieć istotne znaczenie dla osób dzisiaj praktykujących.LewKanapowy pisze:Ba, ogromnie podoba mi się nacisk Sharfa, żeby próbować spotkać buddyzm na jego warunkach, w jego przestrzeni i starać się mówić w jego języku - niezależnie od niemożliwości takiego spotkania. W żadnym razie nie twierdzę, że eseje Sharfa są do bani i kropka. Chodzi mi o to, że każda meta-narracja to ostatecznie rzecz biorąc narracja, i tyle - a Sharf wydaje się sugerować, że jego dociekanie obnaża nam Zapomnianą Prawdę o Buddyzmie.
Dokładnie tak! Medytacji nie uprawia się, by przeżywać niezwykłe doświadczenia,ale po to by kultywować mądrość. Tyle, że ta mądrość, a właściwie jej rozpoznanie jest najbardziej niesamowitym doświadczeniem. Jednak nie po to medytujemy, by było ciekawie, ale by mądrze postępując działać na pożytek istot.Kiedy jest jednak praktykowana to nie po to, aby przeżywać jakieś niezwykłe doświadczenia, lecz po to, aby kultywować mądrość,
A nie przyszło Ci do głowy, że ktoś może mieć inne cele? Na przykład działanie na pożytek istot?realizują – czy to w skali lokalnej czy globalnej – swoje polityczne cele.
Uff - powraca jak bumerang ...miluszka pisze:Dokładnie tak! Medytacji nie uprawia się, by przeżywać niezwykłe doświadczenia,ale po to by kultywować mądrość. Tyle, że ta mądrość, a właściwie jej rozpoznanie jest najbardziej niesamowitym doświadczeniem.Kiedy jest jednak praktykowana to nie po to, aby przeżywać jakieś niezwykłe doświadczenia, lecz po to, aby kultywować mądrość,
Niestety, to nigdy nie jest takie oczywiste, jakby mogło by się pobieżnie wydawać.miluszka pisze:A nie przyszło Ci do głowy, że ktoś może mieć inne cele? Na przykład działanie na pożytek istot?realizują – czy to w skali lokalnej czy globalnej – swoje polityczne cele.
Ech... no ale poczytaj siebie z ostatniej przestrzeni minionej - w kółko to samo, ten sam bumerang z Twej strony powraca w kolejnych tematach.Tomek pisze:Uff - powraca jak bumerang ...
Tomek pisze:LewKanapowy pisze:Moje zawiedzione nadzieje to nadzieje, że Sharf nie będzie uprawiać tzw. shoddy scholarship - i powtórzy za Wittgensteinem, że o tym, czego język nie potrafi wyklarować, można tylko milczeć, a nie badać (czy nawet postulować) jego "realność" czy "fantazmatyczność"
To w zasadzie zabawne, bo esej Sharfa zaczyna się epigrafem autorstwa Franka Ramseya, który jest lakoniczną krytyką przytoczonych przez Ciebie słów Wittgensteina:
„Czego nie możemy powiedzieć, tego nie możemy powiedzieć, i nie możemy tego również zagwizdać”.
Sharf analizując źródła i przejawy modernistycznej retoryki doświadczenia, dąży dokładnie do tego, aby wykazać, i wykazuje, że w zasadzie „nic nie można powiedzieć” o tym czym jest owo doświadczenie wokół którego tyle wrzawy. I dokładnie oto samo, tylko że w przewrotny sposób, chodzi buddyjskim apologetom uprzywilejowującym wewnętrzne, prywatne doświadczenie. „Gwiżdżąc” swoje mistyfikacje sprawiają, że esencja buddyzmu wykracza poza historię i kulturę, a oni, korzystając z tej niepodlegającej krytyce „nieokreśloności” doświadczenia, realizują – czy to w skali lokalnej czy globalnej – swoje polityczne cele.
Mam takie nieodparte wrażenie, że Ty również chciałbyś nauczyć się gwizdać...
Tomek pisze:Mimo Twoich zapewnień wyczuwam w tym co piszesz pewien sarkazm, ale tłumaczę to tym, że dość tendencyjnie przesiewasz materiał zaprezentowany przez Sharfa.
Jasne. Ale doprowadzić do tego momentu za pośrednictwem języka i kultury możemy. Jeśli dana kultura zezwala jeszcze na mówienie, podczas gdy inne już zamilkły, to w czym właściwie rzecz? Bo ja rozumiem, że sam moment doświadczenia np. rigpy czy kensho nie jest już mówieniem i gwizdaniem. Nikt w buddyzmie nie uczy, że da się te stany osiągnąć mówiąc lub gwiżdżąc.Tomek pisze:„Czego nie możemy powiedzieć, tego nie możemy powiedzieć, i nie możemy tego również zagwizdać”.
Przecież nawet w książeczkach dla dzieci piszą, że Budda siedział pod drzewem i medytował tak długo, dopóki nie osiągnął oświecenia. Naprawdę Budda nie nauczał o tym, jak osiągnąć to, co sam osiągnął? Ech, ja też zaczynam się już powtarzać. Powtórzę zatem jeszcze i to pytanie, które zadałam wcześniej, ale tym razem w nieco zmienionej wersji:Tomek pisze:Kwestia medytacji jest zawsze marginalna. Nie znaczy to jednak, że medytacja się nie liczy. Kiedy jest jednak praktykowana to nie po to, aby przeżywać jakieś niezwykłe doświadczenia, lecz po to, aby kultywować mądrość, której podstawę ale i zarazem cel, stanowią etyczne postępowanie, spokój i równowaga.
No więc właśnie.Conchita pisze:Moje 6-letnie dziecko właśnie to zanegowało prostym "chamskim" doświadczeniem mistycznym wyrastającym poza cały jej aparat poznawczy... Moje dziecko nie umie prowadzić rozważań intelektualnych, po prostu doświadcza.booker pisze:Aha - czyli, że w sensie, te doświadczenia, które zdobywamy na ścieżce dzieją się tylko dlatego, że ktoś nam wcześniej o nich powiedział, że jakby, są one wpierw imputowane, a potem przeżywane ale dlatego, że wcześniej zostały zimputowane tak?
Czyli w tym układzie nie ma możliwośći, żebym miał jakieś doświadczenie "mistyczne", o którym wcześniej nie słyszałem, czy które mi nie zostało wcześniej opowiedziane itd?
Złoty cielec doświadczenia w całej pełni bez uprzednich założeń teoretycznych... :):) Ale gdy fakty przeczą teorii tym gorzej dla faktów.
Ludzkość na tyle dobrze rozumie materię, abyś mógł w moim kierunku wysłać zamieszczony przez Ciebie post. Gdybyśmy z porównywalną finezją panowali nad "świadomością", moglibyśmy wtedy porzucić ten przyciężkawy, nieporęczny sprzęt i polegając na nowej, „świetlistej naturze” naszych ciał, przeszlibyśmy na wyłączne porozumiewanie się drogą telepatyczną. Wtedy wreszcie, naprawdę moglibyśmy pozbyć się tych uciążliwych funkcji bycia człowiekiem: seksu, jedzenia, wydalania, polowania, nudy, chorowania, starzenia się i śmierci.TeZeT pisze:Ależ.... my (ludzkość) wcale dobrze nie rozumiemy materii... nie w pełni, co więcej trudno porównać co rozumiemy lepiej: materię czy świadomość.Olendzki pisze:"Podobnie kuszącą jest chęć zredukowania czegoś, czego nie rozumiemy jeszcze wystarczająco dobrze (świadomości) do czegoś, co rozumiemy dobrze (materię)."
Dlaczego uważasz, że są uciążliwe, masz z tym jakieś problemy ?Tomek pisze: [...]
tych uciążliwych funkcji bycia człowiekiem: seksu, jedzenia, wydalania, polowania, nudy, chorowania, starzenia się i śmierci.
+
Gdyby nie były, to nie byłoby takiego wszechobecnego, przemożnego parcia na transcendencję. Daję rady.TeZeT pisze:Dlaczego uważasz, że są uciążliwe, masz z tym jakieś problemy ?
Nie sądzę, aby dylematy fizyki teoretycznej, jakie wynikają z prób definiowania natury materii, miały jakiekolwiek znaczenie w rozwiązywaniu egzystencjalnych problemów z jakimi zmaga się przeciętny śmiertelnik łapiący się na haczyk buddyjskiej nadziei.TeZeT pisze:Aha, jeżeli chodzi o panowanie nad świadomością: całkiem dobrze nad nią panujemy: psychologia, psychiatria, NLP, etc. - całkiem dobrze potrafią świadomością manipulować mimo że do końca nie jesteśmy jej w stanie zdefiniować - tak samo jak materii.
No tak, tylko, że ''ego'', to nie jakaś istota, która zamieszkuje nasze ciało wraz z nami, ale personalnie my sami i znaczy to tyle, że te pułapki, to my sami sobie stawiamy i jesteśmy odpowiedzialni za nie, a sprytnym zagraniem z naszej strony jest tu to, iż usiłujemy scedować odpowiedzialność za to, na jakiś twór zwany ''ego''.Xbalanque pisze:(...) Ego sprytna bestia i ze wszystkiego pułapkę poczyni.
Dokładnie!Xbalanque pisze:Bo haczykiem jest cokolwiek co umysłem można zahaczyć. Ego sprytna bestia i ze wszystkiego pułapkę poczyni.