leszek wojas pisze:Nie wypełniasz na początku formularza z pytaniami: czy chorujesz psychiatrycznie, czy leczyłeś się psychiatrycznie, czy jest uzależniony itp itd i w zależności od odpowiedzi jesteś przyjęty na sesję bądź nie.
I naprawdę to byłoby w porządku, powiedzieć komuś, kto wypełni w takiej ankiecie, ze jest np. schizofrenikiem i leczy się od 20 lat, albo,ze od 30 lat walczy nieskutecznie z chorobą alkoholową, że nie może przychodzić na praktykę, nie może brać w czymś tam udziału?
Nawet jeśli się powie - zgodnie z prawdą- że np. nie ma w ośrodku w tym właśnie momencie osoby, która byłaby przygotowana do pracy z kimś, kto ma większe, niż przeciętne problemy z psychiką, to to wg mnie i tak jest to ostracyzm.
Chyba, że chodzi tu o pewną formę zabezpieczenia, że np. w wyniku ew. pogorszenia się stanu takiej osoby, sangha nie ponosi za to odpowiedzialności, itd?
leszek wojas pisze:Nie ma też wymagania, że jeśli chorujesz psychiatrycznie to musisz przynieść zaświadczenie od psychiatry, że on zezwala ci na praktykę medytacyjną.
90% psychiatrów, czy terapeutów napisałoby w takim zaświadczeniu, że wszelkiego rodzaju praktyki "duchowe" (w tym pewnie też medytacja) nie są wskazane, ponieważ pacjent jest zaburzony z jakichś tam powodów. Dzieje się tak, ponieważ prawdopodobnie ok. 90% psychiatrów i terapeutów w Polsce nie jest osobami praktykującymi i stara się ograniczyć do minimum wszelkiego rodzaju bodźce, które mogłyby pogorszyć stan pacjenta. Zbyt asekurujący się lekarz zacznie kombinować, że to przecież nowe środowisko, a więc większy stres, a poza tym, na czym ma polegać ta "medytacja", czy "praktyka" - i raczej nie da zaświadczenia pozytywnego.
Inna sprawa, że ktoś, kto prowadzi sanghę sam mógłby nawiązać kontakt z najbliższym ośrodkiem, terapeutami, itd, żeby - w razie takiej potrzeby- odpowiednio zająć się daną osobą. Ale komu by się chciało???
A nie można od razu po rozmowie z osobą, która ma większe, niż przeciętne zaburzenia, starać się nakłonić ją do spotkania np. z roshi M. Monetą- Malewską? Można zacząć od zaproponowania lektury książki "Być tutaj" napisanej przez M. Monetę- Malewska wespół z W. Eichelbergerem.
Mam wrażenie, czytając ten watek, ze jedyne, co można zrobić, jak się ma jakieś poważniejsze ze sobą problemy, to zakopać się pod kocem i najlepiej przesypiać całe dnie. W końcu i tak się nic nie da z tym zrobić, żadne sangha takiej osoby nie chce, bo ryzyko zbyt duże, a praktykujących buddyzm terapeutów w Polsce jak na lekarstwo. Nic tylko się pochlastać