Historyjka o 2 kobietach ...

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
amogh pisze:I tak nas po prostu zostawisz? :(
Was?... Ciebie, przede wszystkim Ciebie :P
Asti pisze:A co z rodziną?
Ma się dobrze :)
Asti pisze:Kryzys w praktyce, deprecha, to są stany bardzo twórcze, bo mogą zniszczyć, jak i doprowadzić do celu...
Nie wiem jak to jest, gdy się ma kryzys praktyki - jeszcze takowego nie miałem :zawstydzony:
Asti pisze:Ja tam trzymam kciuki, za to że pojedziesz i wrócisz z nowymi siłami. :)
Dzięki serdeczne - bardzo :namaste:

Pozdrawiam
:14:
.
dane :580:
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

stepowy jeż pisze:Tomek, zatrudnij się do kopalni kopać rowy. Daj odpocząć swemu umysłowi ;)
Dzięki za tą iście wittgensteinowską radę.

+
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Tomek pisze:
stepowy jeż pisze:Tomek, zatrudnij się do kopalni kopać rowy. Daj odpocząć swemu umysłowi ;)
Dzięki za tą iście wittgensteinowską radę.

+
Sorki, ale nie zrozumiałem.
Mam nadzieję, że to nie obelga ;)

ps. Nie przejmuj się tymi moimi zgryźliwościami. Po prostu nadajemy trochę na innych falach. Ja nawet jakbym chciał, to nie mam czasu na zbytnie czytanie. Ale w sumie nie chcę. Po prostu jak mam trochę czasu wolę robić coś innego.
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Tomek pisze:
stepowy jeż pisze:Tomek, zatrudnij się do kopalni kopać rowy. Daj odpocząć swemu umysłowi ;)
Dzięki za tą iście wittgensteinowską radę.

+
W jakim sensie to jest dla Ciebie "wittgensteinowska" rada, pytam z czystej ciekawości? Chodzi o kopanie rowów w kopalni? :89:
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

stepowy jeż pisze:
Tomek pisze:
stepowy jeż pisze:Tomek, zatrudnij się do kopalni kopać rowy. Daj odpocząć swemu umysłowi ;)
Dzięki za tą iście wittgensteinowską radę.

+
Sorki, ale nie zrozumiałem.
Podobno Wittgenstein zalecal swoim studentom porzucenie filozofii i zajecie sie ciezka praca fizyczna. ;)

Bardzo zenowskie podejscie. Ciekawe czy zalecal rowniez "napij sie herbaty!" ?

http://www.the-philosopher.co.uk/witty.htm
There are some striking parallels between Wittgenstein's life and that of Tolstoy. Both were born into extremely rich families, yet both subsequently gave their property away, and tried to live simple and humble lives. Both valued manual labour as something spiritually uplifting. Both underwent some sort of religious conversion to a form of Christianity.
Wittgenstein jak i Tolstoj cenili sobie bardzo prace fizyczna.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Podobno Wittgenstein zalecal swoim studentom porzucenie filozofii i zajecie sie ciezka praca fizyczna. ;)
Sam też porzucał akademię niejednokrotnie - pracując np. jako wiejski nauczyciel, gdzieś na austriackim zadupiu - z marnym efektem zresztą ...
Igo pisze:Bardzo zenowskie podejscie. Ciekawe czy zalecal rowniez "napij sie herbaty!" ?
Zdarzało mu się filozofować pogrzebaczem ;)

+
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Tomek pisze:Zdarzało mu się filozofować pogrzebaczem ;)
Wydano juz na ten temat ksiazke nawet po polsku. Zob http://merlin.pl/Pogrzebacz-Wittgenstei ... 01469.html
http://wyborcza.pl/1,75517,982436.html

Swoja droga patrzac na pogrzebacz mozna miec skojarzenia z kyosaku ;)

Pogrzebacz--> http://pl.wikipedia.org/wiki/Pogrzebacz
Kyosaku --> http://en.wikipedia.org/wiki/Keisaku

A wracajac do "powaznych", rudymentarnych, filozoficznych kwestii, ktore zostaly dotkniete w tym watku.

Na tym forum zdarzylo sie juz, ze temat "bezposredniego doswiadczenia" byl poruszany wywolujac zywe reakcje. Np. tutaj:
Tomek pisze:
Igo pisze:Jesli dobrze Was rozumiem - sedno Waszego sporu lezy wlasnie tutaj:

Booker, Ty uwazasz, ze "zen jest jakiegoś rodzaju „czystym doświadczeniem” (pure experience), całkowicie pozbawionym intelektualnej aktywności".

Tomek, Ty uwazasz, ze zen nie jest tego rodzaju doswiadczeniem.

Czy dobrze rozumuje ??

Według mojego rozumienia, praktyka zen początkowo stara się zniszczyć u adepta nawyk myślenia w kategoriach wzajemnie wykluczających się dychotomii takich jak np. czyste i nieczyste (choć potem stara się ponownie ukonstytuować dwoistość). I jak pisałem gdzieś wcześniej, jestem zwolennikiem tezy, że nie może istnieć wiedza bez konceptów, które organizują doznania sensoryczne w posiadającą sens/znaczenie percepcję. Jeżeli konceptualna aktywność zostałaby odjęta od doświadczenia, cokolwiek by pozostało byłoby pozbawione sensu; mogło by wtedy nawet nie kwalifikować się do miana „doświadczenie”.

Pozdrawiam +
Tylko, ze wtedy nazywalo sie to "czyste doswiadczenie" zamiast "bezposrednie doswiadczenie".
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Swoja droga patrzac na pogrzebacz mozna miec skojarzenia z kyosaku ;)

Wittgenstein to 'wpływowa' figura w historii Zachodniego buddyzmu - dla niektórych takie XX wieczne wcielenie Nagardżuny ... Choć z buddyzmem jako takim nie miał nigdy nic wspólnego.


+
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Tomek pisze:I jak pisałem gdzieś wcześniej, jestem zwolennikiem tezy, że nie może istnieć wiedza bez konceptów, które organizują doznania sensoryczne w posiadającą sens/znaczenie percepcję.
Skąd w takim razie doświadczenie jakiekolwiek?
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

amogh pisze:Skąd w takim razie doświadczenie jakiekolwiek?
Dobre pytanie - warto mu poświęcić resztę życia :laugh:

+
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Tomek pisze:
amogh pisze:Skąd w takim razie doświadczenie jakiekolwiek?
Dobre pytanie - warto mu poświęcić resztę życia :laugh:

+
Niejednego... :P
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

amogh pisze:Skąd w takim razie doświadczenie jakiekolwiek?
Czyby to byla wersja slynnego pytania: "dlaczego istnieje raczej cos niz nic" ?
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Igo pisze:
amogh pisze:Skąd w takim razie doświadczenie jakiekolwiek?
Czyby to byla wersja slynnego pytania: "dlaczego istnieje raczej cos niz nic" ?
Nie, to było szturchnięcie Tomka pogrzebaczem :D
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

amogh pisze:Niejednego... :P
Niejednego :)

+
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Aby zainspirowac dalsza dyskusje o "bezposrednim doswiadczeniu" zachecam do lektury tekstu pt.: "Introduction to Zen Buddhism: A History, Vol. 2 - Japan autortswa" Victora Sogen Hori, ktory mozna sobie sciagnac tutaj:
http://www.thezensite.com/ZenEssays/His ... uction.pdf
Zob. tez: http://books.google.pl/books?id=hfMkpD_ ... ri&f=false

Esencja tego tekstu wydaje mi sie nastepujaca:

Najpierw wszystko szlo dobrze. Jeszcze Demoulin http://en.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Dumoulin
opisal historie chan/zen klasycznie (w roku 1963). Byla opowiesc o Hui Nengu, Vi Patriarsze, nieprzerwanej linii przekazu od Siakjamuniego i kwitnieniu chan za czasow dynastii Tang etc.

Jednak dalej cos poszlo "nie tak".. Pod koniec XIX wieku odnaleziono manuskrypty z Tun-Huang, a juz w 1967 roku pojawily sie prace buddologow na ich temat. np Philipa Yampolsky Zob. http://en.wikipedia.org/wiki/Philip_Yampolsky

Wszystko przez te wyksztalciuchy ! ;)

I co sie okazalo ?

1. Linia przekazu okazala sie sfabrykowana, jak i historia o przekazaniu transmisji VI patriarsze.
2. Co wiecej, podwazono nawet, ze w czasach dynastii Tang mial miejsce rozkwit chanu !

Demoulin uznawal istnienie tzw "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia". Ale inni jak Scharf http://buddhiststudies.berkeley.edu/peo ... lty/sharf/
skrytykowali ten poglad. Scharf twierdzil, ze Japonczycy wymyslili koncepcje "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia" (satori, kensho, taiken, keiken) i uzyli go w celach ideologicznych.

Wiec moze watpienie w istnienie tzw "bezposredniego doswiadczenia" ma swe zrodlo w lekturze takich autorow jak Victor Sogen Hori.

Przypuszczam, ze autor ten jest malo znany wsrod polskich zenkow, zyjacych pewnie nadal buddyjskim modernizmem i nieznajacych "heretyckich", rewizjonistycznych nowinek rodem z USA.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Wiec moze watpienie w istnienie tzw "bezposredniego doswiadczenia" ma swe zrodlo w lekturze takich autorow jak Victor Sogen Hori.
Mieć niewątpliwie może - szczególnie w eseju pt. "Koan and Kensho in the Rinzai Zen Curriculum" (rozdział 11)

Natomiast wracając do McMahana - we fragmentach poświęconych kwestii "doświadczenia" i jego znaczeniu w obrębie zachodniego buddyzmu, wspomina on o np. osobie protestanckiego kaznodziei Schleiermachera (s.236). Ten chcąc przeciwstawić się postępującemu "odczarowywaniu" świata przez trendy oświeceniowe w Europie i jednocześnie chcąc zatrzymać przy religii te rzesze ludzi, które sceptycznie czy wręcz pogardliwie odnosiły się wobec wszelakich form otwartego manifestowania swojej religijności, przedstawił tezę, że esencją religii jest "doświadczenie" - intuicja, która podpowiada, że nieskończoność zawiera się w tym, co skończone. Stwierdził, że "cuda" nie są jednorazowymi wydarzeniami, które przekraczają prawa naturalne, lecz że wszystkie rzeczy są cudowne, ponieważ same w sobie są manifestacją nieskończoności ...

A stąd już niedaleko do zrozumienia dlaczego popularne powiedzenia, typu "napij się herbaty" przemawiają dzisiaj wielu osobom do wyobraźni.

+
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Tak sobie mysle o tym calym modernizmie.. Z jednej strony czuje sie oszukany przez tych wszystkich "ojcow zalozycieli" zachodniego buddyzmu, w rodzaju Suzukiego czy Kapleau (i wielu innych).

A z drugiej, gdyby nie ich dzialanosc, wysilki i publikacje (czasem nie do konca bedace w zgodzie z prawda historyczna - cokolowiek znaczy "prawda historyczna") nie byloby tego forum, tylu osrodkow w Polsce, na swiecie i calego buddyzmu na Zachodzie. Albo istnialby on w jakiejs duzo mniejszej skali niz obecnie.

Wracajac do pierwszej historyjki z poczatku tego watku. Taka Amerykanka gdyby importowac jej buddyzm z Tajlandii - kazac zainstalowac domek dla duchow w ogrodzie, codzien zanosic tam kwiaty i owoce, chodzic do swiatyni i klaniac sie, modlic przed wielka figura brzuchatego, pomalowanego na zloto jegomoscia etc - wszystko to po to, aby swe przyszle wcielenia uczynic lepszymi, nie bylaby taka oferta w ogole zainteresowana.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

@Kunzang
Nie wiem jak to jest, gdy się ma kryzys praktyki - jeszcze takowego nie miałem :zawstydzony:
W takim razie wybacz, domalowałem sobie, że jak ktoś jest "chory" na dłuższe odosobnienie, to wynika to z jakiegoś osobistego kryzysu. Głupie przekonanie ;)
Ma się dobrze :)
To świetnie ;)

@Reszta świata

Odnośnie dyskusji którą tu prowadzimy, to jak dla mnie, nie wierzy się w coś dlatego, że ktoś to napisał, tylko dlatego, że to się sprawdza w naszym życiu, sami tego doświadczyliśmy etc. Więc jeśli światu pomaga wierzenie w rozkwit chanu w dynastii Tang, to nie mam z tym problemu. To są wszystko tylko słowa, a one w moim odczuciu nie oddają nigdy w pełni natury rzeczywistości. Ale jestem tylko makakiem, więc mogę się mylić ;)

Obawiam się, że z podejściem Tomka utknąłbym raczej w intelektualnych dywagacjach, niż sam sprawdzał jak to jest i praktykował. Dlatego może mi nie leży i wole filozofowanie szpachlą, kijem, albo inną miotełką. :)

Z perspektywy zen (mam takie wrażenie), nie jest tak istotne czy ktoś coś wymyślił czy nie, ale jaką funkcję spełnia to w naszym życiu. Cały ten świat jest "wymyślony", Budda mógł nigdy nie istnieć; więc grzebanie się w tego typu kwestiach uważam za nieistotne. Cytując Andrzeja Piotrowskiego - w buddyzmie legenda która znajduje odniesienie w twoim życiu jest faktem, a fakt nie znajdujący w nim odniesienia, jest legendą.

PS. A powiedzenie "Idź napij się herbaty" nie jest dla mnie pogardliwe, wskazuje tylko, że rozmówca został przeładowany bagażem intelektualnym i musi trochę odpocząć od dyskutanta, radzi mu zatem napić się herbaty. I wreszcie może odetchnąć z ulgą i sobie rowy pokopać, jak na porządnego buddystę przystało. :super:
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Igo pisze:Demoulin uznawal istnienie tzw "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia". Ale inni jak Scharf http://buddhiststudies.berkeley.edu/peo ... lty/sharf/
skrytykowali ten poglad. Scharf twierdzil, ze Japonczycy wymyslili koncepcje "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia" (satori, kensho, taiken, keiken) i uzyli go w celach ideologicznych.
A czy odniósł się do tego, że zenowskie doświadczenie oświecenia występuje w pismach chińskich i koreańskich - np Zongmi bardzo szczegółowo analizował czym jest zenowskie oświecenie i jak się ma do ogólnobuddyjskich "szczebelków". Takoż w Korei Chinul i wielu innych.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Wracajac do pierwszej historyjki z poczatku tego watku. Taka Amerykanka gdyby importowac jej buddyzm z Tajlandii - kazac zainstalowac domek dla duchow w ogrodzie, codzien zanosic tam kwiaty i owoce, chodzic do swiatyni i klaniac sie, modlic przed wielka figura brzuchatego, pomalowanego na zloto jegomoscia etc - wszystko to po to, aby swe przyszle wcielenia uczynic lepszymi, nie bylaby taka oferta w ogole zainteresowana.

Ale gdyby - posługując się przykładem McMahana - powiedzieć jej, że nieskończoność mogłaby znaleźć w ziarnku piasku, właśnie "tu i teraz", dzięki praktyce uważności, to pewnie taki cud by ją zainteresował. Na buddystę-modernistę święta kość w relikwiarzu nie zadziała, ale epifania manifestująca się poprzez drzewo w ogrodzie czy butelkę ketchupu na stole, jak najbardziej ...

+
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

iwanxxx pisze:A czy odniósł się do tego, że zenowskie doświadczenie oświecenia występuje w pismach chińskich i koreańskich - np Zongmi bardzo szczegółowo analizował czym jest zenowskie oświecenie i jak się ma do ogólnobuddyjskich "szczebelków". Takoż w Korei Chinul i wielu innych.
Piotrze, jeżeli mogę się do tego odnieść ... Głównym założeniem Sharfa jest to, że autorytet takich prominentnych buddyjskich komentatorów, jak Kamalasila, Buddhagosa czy Chi-I, nie leży w ich dostępie do wyjątkowych stanów doświadczalnego, kontemplatywnego wglądu, lecz w ich biegłości w posługiwaniu się i rygorystycznemu trzymaniu się świętych tekstów. Sugeruje również, że zamierzeniem buddyjskiej medytacji nigdy nie było osiąganie niezwykłych stanów świadomości, lecz celem jej była eliminacja mentalnych splamień, gromadzenie zasług i osiąganie nadnaturalnych mocy.

Sharf nie twierdzi bynajmniej, że praktykujący nie mają "doświadczeń", lecz że związek pomiędzy tym, czego "doświadczają" a tym, co o tym mówią jest dalece bardziej wątły niż się czasami zwykło sądzić.

Pozdrawiam +
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Asti pisze: @Reszta świata

Odnośnie dyskusji którą tu prowadzimy, to jak dla mnie, nie wierzy się w coś dlatego, że ktoś to napisał, tylko dlatego, że to się sprawdza w naszym życiu, sami tego doświadczyliśmy etc. Więc jeśli światu pomaga wierzenie w rozkwit chanu w dynastii Tang, to nie mam z tym problemu.
To sie nazywa "pragmatyczna teoria prawdy". Zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/Pragmatyzm ... ria_prawdy
A sa tacy co wola "klasyczna definicje prawdy" Zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/Prawda#Def ... asyczna.29 Co kto lubi.
Asti pisze:Obawiam się, że z podejściem Tomka utknąłbym raczej w intelektualnych dywagacjach, niż sam sprawdzał jak to jest i praktykował. Dlatego może mi nie leży i wole filozofowanie szpachlą, kijem, albo inną miotełką. :)
Tutaj jest przeciwstawienie: intelektualne dywagacje (rzekomo droga Tomka) a "sprawdzanie" i "praktyka".

Jednak, po pierwsze nie wiemy czy Tomek tylko intelektualizuje. A moze praktykuje bardzo usilnie a jego kolana az bola od wielogodzinnych medytacji w lotosie ;)

Po drugie, nie jest dla mnie jasne, w jakim sensie uzyles slowa "sprawdzac" ? A takze co chcesz "sprawdzac" ? Jesli przyjmujemy "pragmatyczna teorie prawdy" - jak to zrobiles - niczego nie sprawdzamy de facto - tylko probujemy robic sobie dobrze. Innymi slowy - staramy sie "maksymalizowac swoja uzytecznosc" - jak mawiaja ekonomisci.

"Sprawdzanie" sugeruje, ze mamy jakies fakty i konfrontujemy je z rzeczywistoscia. A to implikuje klasyczna definicje prawdy.

A moze piszac o "sprawdzaniu" nie miales na mysli badania jakimi rzeczy sa lecz po prostu zobaczenie czy dana technika medytacyjna smakuje ? Tak jak smakuje (lub nie smakuje) pizza czy slodycze.
iwanxxx pisze:
Igo pisze:Demoulin uznawal istnienie tzw "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia". Ale inni jak Scharf http://buddhiststudies.berkeley.edu/peo ... lty/sharf/
skrytykowali ten poglad. Scharf twierdzil, ze Japonczycy wymyslili koncepcje "zenowskiego doswiadczenia oswiecenia" (satori, kensho, taiken, keiken) i uzyli go w celach ideologicznych.
A czy odniósł się do tego, że zenowskie doświadczenie oświecenia występuje w pismach chińskich i koreańskich - np Zongmi bardzo szczegółowo analizował czym jest zenowskie oświecenie i jak się ma do ogólnobuddyjskich "szczebelków".
Sprawdz sam ;) Tekst, ktory przywolalem jest tutaj w calosci: http://www.thezensite.com/ZenEssays/His ... uction.pdf To tylko 9 stron.
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Moze jeszcze jeden cytat, tym razem z zasugerowanej przez Tomka lektury:

"Koan and Kensho in the Rinzai Zen Curriculum" (rozdział 11) s. 297
In Western presentations of Zen, the intellectual understanding of Zen and
the experience itself are presented as mutually exclusive either/or alternative, but in the Rinzai monastery the intellectual understanding of Zen and the experience itself are presented as standing in a complementary, both/and relationship.
The full product of Rinzai monastic training is "The Master of Zen who uses the two swords of the teaching and the power of the way" (Kyoso to
dorikino ryotozukaino shusho) (Akizuki 1987: 14). That is to say, both intellectual training (kyoso, teaching) and experience (doriki, power of the way) are equally necessary. In Rinzai parlance, one who has only intellectual understanding without experience is said to practice yako-zen, "wild fox Zen"; one who has only experience without intellectual understanding is a zen temma,
"Zen devil."
W skrocie: ten kto ma tylko intelektualne zrozumienie bez doswiadczenia jest "dzikim lisem Zen", a ten kto ma tylko doswiadczenie bez intelektualnego zrozumienia jest "diablem Zen".

Czyzby wielu ludzi Zachodu chcialo zostac "diablami Zen" ?
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Przede wszystkim Igo, to co napisałem w drugim zacytowanym przez ciebie moim tekście, jest napisane żartobliwie. Nie należy zatem brać tego śmiertelnie poważnie. Za swoje zuchwałe insynuacje na temat praktyki Tomka mocno przepraszam, nie było moim celem wskazanie jaka jest, a jaka nie jest jego praktyka. Odniosłem się raczej do tego cytatu:
Uświadamianie sobie tej masy czynników determinujących każdy krok może być irytujące, ale obawiam się, że bez tego próżno szukać wolności.


... który moim zdaniem sugeruje podejście polegające na intelektualnym badaniu gruntu centymetr po centymetrze. Szczegółowa wiedza na temat funkcjonowania drzewa nie jest mi potrzebna, ażeby się na nie wspiąć.

Sprawdzać można np. czy to, co napisał ktoś inny, jest jego wymysłem, czy nie, opierając się rzecz jasna o własne, subiektywne doświadczenia. Można też sprawdzać w kategoriach użyteczności. Użyteczność nie oznacza koniecznie robienia sobie dobrze - można też robić dobrze innym. ;)

Czy sugerujesz istnienie jakiejś obiektywnej rzeczywistości niezależnej od umysłu, do której można się odnieść?

A co do bycia Diabłem Zen - nie robi mi różnicy, jak mnie ktoś określi. Dla jednych jestem innowiercą, dla innych mogę być diabłem zen, dla Tomka jestem makakiem, a dla siebie pozostaje sobą. I wszystko jest tak, jak być powinno :)
Ja (Yoka Daishi) od najwcześniejszej młodości gromadziłem wiedzę na temat buddyzmu, studiując sutry i komentarze.
Byłem tak zajęty porządkowaniem i rozumieniem pojęć, że nie miałem już nawet czasu na zazen.

Taki wysiłek nadaremnie!
Byłem jak ten, który liczy ziarna piasku na plaży.

Wówczas przeczytałem w sutrze słowa: ,,Co przyjdzie ci z tego, jeśli będziesz znał wartość majątku swojego sąsiada?''
Jak syn marnotrawny, przez całe lata poruszałem się w fałszywym kierunku, oddalając się od ojczyzny.
- Yoka Genkaku - "Shodoka"
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Asti pisze:Czy sugerujesz istnienie jakiejś obiektywnej rzeczywistości niezależnej od umysłu, do której można się odnieść?
Nie. Raczej jestem od tego daleki.
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Tak z ciekawości pytam.
Tomek czy ty masz nauczyciela za którego radą, nauką podążasz, czy też opierasz swoją wiedzę na literaturze i swojej własnej weryfikacji, intuicji itp.
Jeśli możesz opisz jak wygląda ścieżka, którą podążasz. Przybliż troszkę (jeśli możesz) buddyzm świecki. Bo szczerze to nie bardzo wiem o co w nim chodzi. I być może z tej mej niewiedzy jakieś krzywdzące komentarze wynikają.
Czy np. wykonuje się tu jakieś praktyki typu pokłony, zazen, śpiewy itp. Czy czyta się tylko sutry, literaturę? Jak to wygląda na co dzień.

pzdr
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Asti pisze:Sprawdzać można np. czy to, co napisał ktoś inny, jest jego wymysłem, czy nie, opierając się rzecz jasna o własne, subiektywne doświadczenia.
Moze jakis przyklad ?
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Sprawdzać można np. czy to, co napisał ktoś inny, jest jego wymysłem, czy nie, opierając się rzecz jasna o własne, subiektywne doświadczenia.
Moze jakis przyklad ?

Dajmy na to, autor pisze, jak wyglądają różne szczególne stany świadomości. Następnie, poprzez praktykę można samemu sprawdzić, doświadczając tych stanów, czy wymyślał, czy miał jakąś realną wiedzę. Podobnie z jakimikolwiek radami odnośnie postępowania - co przynosi krzywdę? Ktoś napisał że coś przynosi krzywdę, nie jesteśmy przekonani - sprawdzamy. Jeśli cierpimy my lub inni, to autor miał faktyczną wiedzę na ten temat. Nie wiem, zresztą, co w tym podejściu szczególnego, sam Budda Siakjamuni podkreślał, żeby testować jego dharmę jak cenny kruszec. Dla mnie nie odnosiło się to raczej do filozoficznych dyskusji, tylko sprawdzania w życiu. ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Dzieki za wyjasnienia. Teraz wydaje mi sie, ze lepiej rozumiem co miales na mysli. :)

Jednak to co napisales moze budzic pewne watpliwosci.
Asti pisze:Dajmy na to, autor pisze, jak wyglądają różne szczególne stany świadomości. Następnie, poprzez praktykę można samemu sprawdzić, doświadczając tych stanów, czy wymyślał, czy miał jakąś realną wiedzę.
Czyli jak to ma wygladac w praktyce ? Idzie sie do ksiegarni i bierze z polki dowolna ksiazke o medytacji, praktykuje i "sprawdza" ?

A poza tym, skad bedziesz wiedzial, ze to akurat ten "stan swiadomosci" co u autora ? Przez intuicje ?
Podobnie z jakimikolwiek radami odnośnie postępowania - co przynosi krzywdę? Ktoś napisał że coś przynosi krzywdę, nie jesteśmy przekonani - sprawdzamy. Jeśli cierpimy my lub inni, to autor miał faktyczną wiedzę na ten temat.
Nie jest to takie proste jak sugerujesz. Niektore dzialania moga przeciez niesc skutki odlegle w czasie i przestrzeni, wiec ich nie zaobserwujesz. Wydaje mi sie, ze czasem takie podejscie moze dzialac. A czasem nie. Nie wyglada mi to na "sprawdzanie" lecz raczej "wiare".
Dla mnie nie odnosiło się to raczej do filozoficznych dyskusji, tylko sprawdzania w życiu.
Ale zeby rozpoczac procedure sprawdzania, zeby na przyklad wybrac te ksiazke z polki w ksiegarni nie losowo albo po kolorze okladki - trzeba przeprowadzic jakies intelektulane rozumowanie - a to juz jest tym "filozofowaniem", ktorego tak nie lubisz.

Poza tym, napisales o 2 przykladach "sprawdzania". A co z takimi rzeczami jak "ponowne narodziny" ? Te czesc doktryny chcesz tez "sprawdzac" czy raczej w nia wierzyc ?

Chec "sprawdzania" i prezentowanie buddyzmu jako "nauki" jest wlasnie sztandarowym przykladem buddyjskiego modernizmu.
W koncu jednym z glownych zrodel modernizmu jest epoka europejskiego oswiecenia, scjentyzm, obok romantyzmu i transcendentalizmu.

W Chicago, w 1893 roku na tzw Parlamencie religii Swiata, Anagarika Dharmapala z Cejlonu wzbudzil poklask i aprobate poblucznosci wlasnie odwolujac sie do buddyzmu jako nauki:
The Making of Buddhist Modernism, s.91-92
Then, in an attempt to seamlessly interweave Buddhist and scientifi c concepts, he quotes a passage from Grant Allen’s Life of Darwin, claiming that Allen’s passage “beautifully expresses the generalized idea of Buddhism.” The teachings of the Buddha on evolution are clear and expansive.
We are asked to look upon the cosmos [according to Allen] “as a continuous process unfolding itself in regular order in obedience to natural laws. We see in it all not a yawning chaos restrained by the
constant interference from without of a wise and benefi cent external power, but a vast aggregate of original elements perpetually working out their own fresh redistribution in accordance with their own
inherent energies. He [sic] regards the cosmos as an almost infi nite collection of material, animated by an almost infi nite sum of total energy,” which is called Akasa. (Dharmapala 1965: 9) The rhetorical moves in this short passage exemplify the most common ways early authors attempted to blend Buddhism with science. First, key concepts in scientifi c discourse are allied with those of Buddhism. It was certainly not lost on Dharmapala, who was educated in an English school in Ceylon, that he was using two terms charged with signifi cance for his educated and largely western audience: the first, “cause and effect,” was the sine qua non of the modern scientific worldview; and the second, “evolution,” was perhaps the most radical, controversial, and cutting-edge notion in intellectual discussion at the time. In claiming these concepts for Buddhism, he fused them with the doctrine that everything emerges from causes and conditions (hetupratyaya), dependent origination ( pratıtyasamutpada), and the doctrine of karma. By rejecting a supreme creator, he risked alienating his liberal Christian allies at the parliament, but with his description of Buddhist doctrine in explicitly scientific terms, he threw his hat in with the one discourse in the western world compelling enough to challenge the largely Christian assumptions of the organizers of the parliament: empirical science.
W skrocie: dzieki opisaniu buddyzmu w kategoriach naukowych, Dharmapala zyskal aprobate zwolennikow naukowego duskursu na Zachodze.

Zachecam tez do zajrzenia do rozdzialu o medytacji, z tej samej ksiazki, s.183

Oto jeszcze jeden cytat:
Further, the interpretation of meditation as a science overestimates the degree to which it can be considered an empirical and open-ended inquiry,
unbounded by the claims of tradition and unconditioned by social, doctrinal,and ritual factors. How do we distinguish a Buddhist meditator’s “discoveries based on firsthand experience,” in Wallace’s sense, from those of Christian or
Hindu contemplatives who through repeated “experiments” have confirmed and had verified by their peers—and superiors—that there is, in fact, an eternal soul beneath the fleeting apparitions of the personality? If I am doing Buddhist meditation and make such a discovery, what then? There is no scientific way to adjudicate between Buddhist doctrine and my conclusion. This does not mean that there can be no personal grounds for one or the other conclusion; it simply means that it is not publicly verifiable, as scientific experiments must
be. This example suggests that Buddhist meditation in its traditional contexts, rather than being an open-ended “scientific” experiment, is bounded by Buddhist suppositions that guide the practitioner toward certain experiences and
conclusions. It is a method less of open-ended inquiry than of discovering for oneself the truths of the dharma that the Buddha put forth, that is, those authorized by the tradition. That does not mean there is no room for novel ideas
or experiences to arise; the very history of Buddhism suggests that the dharma is constantly being reformulated. Nor am I insisting that leaping beyond the bounds of cultural conditioning through meditation is impossible. But, parallel to Georges Dreyfus’s claims about Tibetan debate, meditation’s “openendedness is partial and often actively limited by the tradition” (2003: 274). It therefore operates within the constraints of tradition and the authority of the past in ways that science in theory does not.10
W skrocie: Autor ksiazki w tym fragmencie, zwraca uwage, ze medytacja w budyzmie az tak mocno nie przypomina poszukiwan zachodnich naukowcow.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Nie jest to takie proste jak sugerujesz. Niektore dzialania moga przeciez niesc skutki odlegle w czasie i przestrzeni, wiec ich nie zaobserwujesz. Wydaje mi sie, ze czasem takie podejscie moze dzialac. A czasem nie. Nie wyglada mi to na "sprawdzanie" lecz raczej "wiare".
Odnoszę się tylko do tego, do czego się mogę odnieść w danym momencie. Nie znam i nie jestem w stanie przewidzieć dalekosiężnych skutków mojego działania, więc nie zawracam sobie nimi głowy.

Podałem przykład książki, ale tak samo dotyczy to ustnego nauczania. A w wyborze nauczyciela czy książki nie kierujemy się tylko filozofowaniem, ale też intuicją, emocjami i masą innych czynników. Nie widzę zbytniego związku z tematem. ;)

Jeśli autor pisze precyzyjnie o pewnych zjawiskach występujących w twoim umyśle i ty tych zjawisk w takiej samej formie doświadczasz, to jest to dla mnie wystarczający dowód. Oczywiście należy założyć pewien margines błędu. Myślę zresztą, że wystarczająco klarownie wyraziłem to co miałem na myśli w poprzednim poście.

Przede wszystkim wychodzisz z błędnego założenia, że uważam jakiekolwiek formy myślenia i filozofowania za zło. Uważam tylko, że bardzo łatwo jest w tym utknąć i w efekcie bawić się w kotka i myszkę z samym sobą, zamiast praktykować. Można też użyć intelektu dobrze, tak, żeby wspierał naszą praktykę. I błagam, nie karz wyjaśniać mi, co to znaczy dla mnie praktyka :namaste:

Nawet w sprawach metafizycznych można próbować uzyskać bezpośrednie doświadczenie i samemu sprawdzić. Dla większości jest to zapewne niemożliwe, więc albo wkładają to do worka z napisem "nie wiem", albo biorą na wiarę. W jednym i drugim nie widzę nic złego, o ile pomaga im to stać się lepszymi ludzkimi istotami.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Asti pisze:Podałem przykład książki, ale tak samo dotyczy to ustnego nauczania. A w wyborze nauczyciela czy książki nie kierujemy się tylko filozofowaniem, ale też intuicją, emocjami i masą innych czynników. Nie widzę zbytniego związku z tematem. ;)
Przy wyborze ustnego nauczania rowniez trzeba sie na cos zdecydowac. Na rynku duchowych nauczycieli wybor jest coraz wiekszy.

Powstaje tez pytanie o proporcje. Ile % nalezy dac filozofowaniu a ile innym czynnikom ? Sam sobie zadaje to pytanie.
Jeśli autor pisze precyzyjnie o pewnych zjawiskach występujących w twoim umyśle i ty tych zjawisk w takiej samej formie doświadczasz, to jest to dla mnie wystarczający dowód. Oczywiście należy założyć pewien margines błędu. Myślę zresztą, że wystarczająco klarownie wyraziłem to co miałem na myśli w poprzednim poście.
Dla mnie nie jest to klarowne. Czyli jesli wydaje ci sie,ze przezyles stan umyslu o jakim pisal autor - to dla Ciebie jest wystarczajacy dowod ?
Zatem kierujesz sie swoja intuicja, swoim widzimisie. Czyli po prostu wiara. Bo moze sie okazac, ze autor mial na mysli zupelnie inny stan umyslu.

Podam konkretny przyklad. Zalozmy, ze ktos czyta ksiazke o dzogczen. Wyczyta sobie z niej, ze jest cos takiego jak "naturalny stan". Bardzo zadowolony siadzie do praktyki i jeszcze bardziej zadowolony stwierdzi, ze doswiadczyl tego "naturalnego stanu". Otoz. Byc moze wcale nie. Moze jego udzialem byl inny stan. W tradycji dzogczen, aby to zweryfikowac trzeba sie udac do kompetentego nauczyciela.

Oczywiscie mamy tu jeszcze 2 kwestie:
1. Wyboru tego nauczyciela - ktos moze trafic na linie przekazu, ze tak powiem, kontrowersyjna.
Tylko jak to sprawdzic ? Przez badania historyczne.

2. Sa tez takie postaci w historii buddyzmu, ktore twierdzily, ze dzogczen nie jest autentyczna sciezka buddyjska - i tutaj przez badania historyczne nalezaloby to probowac wyjasnic.
Przede wszystkim wychodzisz z błędnego założenia, że uważam jakiekolwiek formy myślenia i filozofowania za zło.
Nie, tego nie napisalem. Stwierdzilem tylko, ze nie lubisz filozofowac.
Uważam tylko, że bardzo łatwo jest w tym utknąć i w efekcie bawić się w kotka i myszkę z samym sobą, zamiast praktykować. Można też użyć intelektu dobrze, tak, żeby wspierał naszą praktykę. I błagam, nie karz wyjaśniać mi, co to znaczy dla mnie praktyka :namaste:
A dlaczego nie? ;) Czyby "praktyka" to byl dla Ciebie temat tabu ?
Co to znaczy dobrze uzyc intelektu ? Przeczytac 5 ksiazek ? A moze 50 ? Nauczyc sie sanskrytu ? A moze jeszcze cos innego.
Asti pisze:Nawet w sprawach metafizycznych można próbować uzyskać bezpośrednie doświadczenie i samemu sprawdzić.
"Sprawy metafizczyne" sa z definicji poza doswiadczeniem wiec nie mozna ich bezposrednio doswiadczyc.
Asti pisze:Dla większości jest to zapewne niemożliwe, więc albo wkładają to do worka z napisem "nie wiem", albo biorą na wiarę. W jednym i drugim nie widzę nic złego, o ile pomaga im to stać się lepszymi ludzkimi istotami.
Co to znaczy "lepszymi ludzmi" ? Dla jednych lepsi to ci co glosuja na partie X a dla innych ci co na partie Y.

Podsumowujac, w moim poscie jest wiele pytan, ale
jesli spotykam wypowiedz na wysokim poziomie ogolnosci, to takie pytania mi sie po prostu pojawiaja.

Jeszcze jedno na koniec:
Asti pisze:Z perspektywy zen (mam takie wrażenie), nie jest tak istotne czy ktoś coś wymyślił czy nie, ale jaką funkcję spełnia to w naszym życiu. Cały ten świat jest "wymyślony", Budda mógł nigdy nie istnieć; więc grzebanie się w tego typu kwestiach uważam za nieistotne. Cytując Andrzeja Piotrowskiego - w buddyzmie legenda która znajduje odniesienie w twoim życiu jest faktem, a fakt nie znajdujący w nim odniesienia, jest legendą.
Jesli przyjmiemy, ze historia nas w ogole nie interesuje, to mozemy wyladowac na poduszce medytacyjnej u stop mistrza, ktory nie jest autentyczny po prostu. ;)

Oczywiscie, kogos moze w ogole autentycznosc ustnego nauczania nie interesowac. Bo taka osoba chce np doczesnego szczescia.

Ale jesli ktos chce podazac sciezka Buddy Siakjamuniego i wyzwolic sie z samsary - to moim zdaniem, kwestia historycznosci, autentycznosci ma kluczowe znaczenie.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

stepowy jeż pisze:Tak z ciekawości pytam.

Nie jeżu stepowy, nie mam żadnego nauczyciela za którego radą podążam. Mój 'główny' nauczyciel – Barry Magid – z którym praktykowałem parę lat, wyprowadził mnie na prostą na tyle, że teraz 'nawigację' obsługuję sam, co mniej więcej opiera się również - jak napisałeś - „na literaturze i swojej własnej weryfikacji, intuicji itp”.

Jeżeli chodzi o „praktyki” … Moja codzienna formalna praktyka, to praktyka oddechu. Raz w miesiącu regularne odosobnienie. Jak się pewnie domyślasz, nie stosuję żadnych szczególnych praktyk dewocyjnych, typu śpiewy, mantry, pokłony, itp. - choć nie znaczy to, że traktuję je jako coś nieskutecznego. Jestem przekonany, że dla wielu osób - podobnie jak wiara w celowość praktyki buddyjskiej i etyczne postępowanie - mogą mieć one znaczny wpływ na zainicjowanie procesu wyciszania umysłu.

Praktyka buddyjska ma na celu 'wyplątanie' świadomości ze świata zjawisk. „Świeckość” buddyzmu, jest dla mnie otwartą deklaracją chęci emancypacji tej praktyki z tradycyjnej kosmologicznej matrycy, według której skuteczność tejże (praktyki) miałaby opierać się na założeniu a priori istnienia cykliczności narodzin i moralnego prawa przyczynowo-skutkowego, tzw. doktryny karmy. Co więcej, posługując się słowami Batchelora „Nie myślę już o buddyjskiej praktyce wyłącznie w kategoriach osiągania biegłości w medytacji i zdobywaniu „duchowych” osiągnięć. Wyzwaniem ośmiorakiej ścieżki Gotamy jest, jak sądzę, to aby żyć w tym świecie w taki sposób, który pozwalałby każdemu aspektowi [mojej] egzystencji kwitnąć: widzeniu, myśleniu, mówieniu, działaniu, pracowaniu, itd. Każda dziedzina życia wymaga specyficznego sposobu praktykowania Dhammy. Sama medytacja i uważność nie wystarczą. Zważywszy na zadanie reagowania na cierpienie, które objawia się za każdym razem, kiedy codziennie otwieram gazetę, za niemoralne uważam odsuwanie żądań jakie stawia to życie, na rzecz sprostania „wyższym” zadaniom przygotowujących mnie do pośmiertnej egzystencji (czy nieistnienia). Myślę o sobie jako o świeckim buddyście, którego zajmują wyłącznie żądania tego wieku (saeculum), bez względu na to jak nieadekwatne i mało znaczące byłyby moje reakcje wobec tych żądań. A jeżeli rzeczywiście na końcu okaże się, że gdzieś jest niebo czy nirwana, to nie widzę lepszego sposobu aby się na to przygotować”. Dodatkowo polecam esej Batchelora pt. "Czy jestem wierzący"

Pozdrawiam +
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

@Igo
Stwierdzilem tylko, ze nie lubisz filozofowac.
Może w takim razie się wytłumaczę. Z natury jestem osobą dociekliwą i podobnie jak ty, stawiającą sobie (i nie tylko), wiele pytań. Jednak mój nawyk ciągłego myślenia i analizowania do tej pory prowadził mnie tylko do pomieszania. Natomiast solidna praca fizyczna (polecam rąbanie drewna na opał) często zdejmowała ze mnie nadmiar balastu, jaki ze sobą noszę. Dla mnie po prostu podejście analityczne nie jest zbyt skuteczne, ale uznaję różnorodność ludzkich typów - być może innym się to przydaje. Jak dla mnie żyjemy w świecie zalewu informacji - kolejne mi raczej nie pomogą.
Zatem kierujesz sie swoja intuicja
Oczywiście, że kieruję się swoją intuicją! To świetne narzędzie i wiele razy wyplątywało mnie z kłopotów, nad którymi wcześniej zawzięcie i bezskutecznie rozmyślałem. Nie jest dla mnie jasnym, na czym miałaby polegać twoim zdaniem ocena tych stanów świadomości - czy uważasz, że istnieje jakaś obiektywna instancja, która miałaby to oceniać? Nawet mistrz z uznanej linii przekazu może tylko sugerować się swoim subiektywnym doświadczeniem, a niejednokrotnie tekstami w przypadku stanów, których sam nie miał jeszcze możliwości doświadczyć. To ty wierzysz, że linia przekazu i poparcie innych uprawnia mistrza do udzielania bardziej obiektywnych nauk - niemniej jednak, wcale nie musi tak być. To subiektywna opinia, tak jak każda inna. Ktoś inny wierzy, że istnieje coś takiego jak niepokalane poczęcie i będzie popierał to autorytetem Biblii/wykładni swojej religii. W bezpośrednim kontakcie mistrz może okazać się niezbyt oświeconą osobą, a praktyki i rozwiązania które sugeruje - nieskuteczne. Możesz też zwyczajnie nie czuć się przez niego w żaden sposób inspirowany. W tym punkcie znowu trzeba kierować się intuicją i własnymi odczuciami. Nauki działają tak jak mistrz sugeruje? Właściwe nauki i właściwa rada, a więc i być może osoba właściwa, by jakichkolwiek rad Ci udzielać. Ale nie musi mieć to koniecznie odniesienia do twojego sąsiada. Ostatecznie i tak zawsze odwołujemy się do naszego subiektywnego doświadczenia. W pewnym sensie zatem, wszyscy polegamy na własnym widzimisię i jest to właściwie jedyna rzecz, do której możemy się odwołać. Nawet jeśli słuchamy rad innych i czytamy liczne książki, wszystko kończy się na naszym własnym doświadczeniu i odczuciach.
A dlaczego nie? ;) Czyby "praktyka" to byl dla Ciebie temat tabu ?
Co to znaczy dobrze uzyc intelektu ?
Dlatego, że zwyczajnie i z czystego lenistwa nie mam ochoty tłumaczyć każdego słówka, którego używam. A, że ty jak widzę za słówka lubisz chwytać, to uprzedziłem. Ale jak widać nie podziałało :P Zostawię Cię z tymi pytaniami.
"Sprawy metafizczyne" sa z definicji poza doswiadczeniem wiec nie mozna ich bezposrednio doswiadczyc.
W takim razie użyję innego, być może lepiej pasującego terminu. Może doświadczenia mistyczne? Albo wizje? Albo doświadczenia w odmiennych stanach świadomości? Wybierzmy coś z tego.
Co to znaczy "lepszymi ludzmi" ?
Dla mnie wykładnia jest prosta - jeśli ktoś powoduje więcej cierpienia i pomieszania swoją postawą i działaniami, to staje się gorszym człowiekiem. Nie interesują mnie dalekosiężne skutki w przyszłych życiach, ale to, czego mogę doświadczyć, dlatego dla mnie osobiście np. twierdzenie że mistrz zrobił dobrze powodując u kogoś poważne problemy jest zwyczajnie nie na miejscu i znajduje odzwierciedlenie bardziej w sferze naszych oczekiwań, wizji i dywagacji, niż faktycznych skutków. Mamy zrozumienie dla mistrza, ale brakuje nam zrozumienia dla skrzywdzonego człowieka.
Jesli przyjmiemy, ze historia nas w ogole nie interesuje, to mozemy wyladowac na poduszce medytacyjnej u stop mistrza, ktory nie jest autentyczny po prostu. ;)
Kto decyduje, że mistrz jest autentyczny? To ty stwarzasz mistrza i ucznia - przede wszystkim masz do czynienia po prostu z drugą ludzką istotą, choć i to jest być może za dużo powiedziane. I znów - co czyni mistrza autentycznym? Linia przekazu? Jak dla mnie to co sobą reprezentuje i czy jego nauki działają w moim życiu, te dwa czynniki czynią go autentycznym.
Ale jesli ktos chce podazac sciezka Buddy Siakjamuniego i wyzwolic sie z samsary - to moim zdaniem, kwestia historycznosci, autentycznosci ma kluczowe znaczenie.
Gdyby zrozumienie natury rzeczywistości zależało od bycia buddystą, Budda nigdy nie osiągnąłby oświecenia. W tekstach Dzogczen wspomina się o tym, że natura umysłu nie jest zależna od niczego, w zen też podkreśla się niezliczoną ilość środków które mogą ostatecznie doprowadzić cię do oświecenia. Być może drzewo zobaczone na drodze spowoduje wgląd w naturę rzeczywistości. Z obserwacji przyrody zresztą można się bardzo wiele nauczyć. Jaką masz gwarancję, że nie zostaną odnalezione dokumenty, które unieważnią twoją linię przekazu? I jakie dokumenty musi mieć oświecony, żeby przekazać innym to co zrozumiał? Kto i na podstawie czego może decydować, kto jest oświecony, a kto nie? Wreszcie, kto jest gwarantem, że nie zabłądzisz bardziej, będąc mimo wszystko w obrębie linii przekazu uznanej za autentyczną? I kto to może ocenić? I znów wracamy do punktu odniesienia, czyli własnej intuicji i subiektywnych odczuć (i wiary), popartych niekiedy subiektywnym, kolektywnym poparciem otoczenia.

Skoro samsara i nirwana są od siebie nieoddzielne, to z czego chcesz się wyzwolić? Cały widz polega na tym (w mojej opinii), żeby zobaczyć, jakimi rzeczy są. I znów - tobie może Ci się wydawać że wiesz, a tak naprawdę nie wiesz. Kto to może potwierdzić? Być może Buddzie tylko się wydawało że zrozumiał o co chodzi, co wtedy? Myślę, że wszyscy mamy mniej punktów odniesienia, niż wydaje nam się, że mamy. Niemniej, wiara w prawdziwość ścieżki jest wygodna psychologicznie i wręcz niezbędna by nią podążać. A nasze "bezpośrednie" doświadczenia mogą być małymi wskazówkami, udowadniającymi, że zmierzamy w dobrym kierunku.


PS. Wszystkie pytania które postawiłem są czysto teoretyczne. Sam wierzę w prawdziwość i skuteczność dharmy. Niemniej, uważam, że takie pytania muszą być w tej sprawie postawione. Natura rzeczywistości i prawda na jej temat (a więc punkt pierwotny wszystkich dharm) nie jest też dla mnie czymś ekskluzywnym i zarezerwowanym tylko dla ludzi, którzy mianują się buddystami.

@Tomek

Nie robi mi różnicy, żeby nie było, jak się określasz, ale czy nie uważasz, że w takim wypadku nazywanie się buddystą jest nieco wprowadzające w błąd?
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Asti pisze:Nie robi mi różnicy, żeby nie było, jak się określasz, ale czy nie uważasz, że w takim wypadku nazywanie się buddystą jest nieco wprowadzające w błąd?
No właśnie, że nie. :D

+
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Tomku, dzięki za wyjaśnienia :namaste:

Co do praktyk, które wymieniłeś, to (przynajmniej ja tak widzę) jeśli nadasz im znaczenie dewocyjności, to takie będą. Same w sobie nie są dla mnie ani o ciut bardziej dewocyjne niż liczenie oddechów. Dewocja to duchowość na pokaz, więc jeśli robi ktoś pokłony w domu tak, że nie rzuca się innym w oczy to gdzie tu dewocja?
Tomek pisze:Praktyka buddyjska ma na celu 'wyplątanie' świadomości ze świata zjawisk.
Nie spotkałem się z takim określeniem powiem szczerze.
Raczej praktyka buddyjska ma na celu Ustanie Cierpienia, co zresztą Budda ujął w czterech szlachetnych prawdach.
Praktyka - jako ścieżka jest czwartą z nich.
Zresztą jak wyobrażasz sobie wyplątanie się ze świata zjawisk. Nie odczuwanie bólu, głodu, radości, smutku, itp? Nie bardzo to rozumiem, jeśli mógłbyś to przybliż co masz na myśli.
Tomek pisze:Wyzwaniem ośmiorakiej ścieżki Gotamy jest, jak sądzę, to aby żyć w tym świecie w taki sposób, który pozwalałby każdemu aspektowi [mojej] egzystencji kwitnąć: widzeniu, myśleniu, mówieniu, działaniu, pracowaniu, itd. Każda dziedzina życia wymaga specyficznego sposobu praktykowania Dhammy. Sama medytacja i uważność nie wystarczą. Zważywszy na zadanie reagowania na cierpienie, które objawia się za każdym razem, kiedy codziennie otwieram gazetę, za niemoralne uważam odsuwanie żądań jakie stawia to życie, na rzecz sprostania „wyższym” zadaniom przygotowujących mnie do pośmiertnej egzystencji (czy nieistnienia). Myślę o sobie jako o świeckim buddyście, którego zajmują wyłącznie żądania tego wieku (saeculum), bez względu na to jak nieadekwatne i mało znaczące byłyby moje reakcje wobec tych żądań.”.
Myślę, że każdy z nas jest przekonany o tym, że postawa w życiu wobec innych istot jest niezwykle ważna. Nie oznacza to jednak moim zdaniem iż życie świeckiego jest bardziej moralne (we współczesnym świecie) od życia osoby duchownej. W ogóle nie wiem jakimi kryteriami można by to mierzyć.
Tomek pisze:A jeżeli rzeczywiście na końcu okaże się, że gdzieś jest niebo czy nirwana, to nie widzę lepszego sposobu aby się na to przygotować
Według słów Guru Rinpoche "gdzieś" tego nie można znaleźć. Tzn. gdzieś poza sobą.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

Tomek pisze:Praktyka buddyjska ma na celu 'wyplątanie' świadomości ze świata zjawisk. „Świeckość” buddyzmu, jest dla mnie otwartą deklaracją chęci emancypacji tej praktyki z tradycyjnej kosmologicznej matrycy, według której skuteczność tejże (praktyki) miałaby opierać się na założeniu a priori istnienia cykliczności narodzin i moralnego prawa przyczynowo-skutkowego, tzw. doktryny karmy.
Na założeniu istnienia cykliczności narodzin i prawa karmy opiera się raczej… nieskuteczność praktyki buddyjskiej, bo też reinkarnacja i karma dotyczą wyłącznie tych, którym ta praktyka z jakichś względów szwankuje.
Natomiast skuteczność, przynajmniej z punktu widzenia mojego buddyzmu (tybetański), oparta jest głównie o założenie wyzwolenia w chwili śmierci. Wyzwolenia dzięki szczególnym stanom umysłu, które umierający medytujący potrafi osiągnąć. Mam wrażenie, że umiejętności, które kształci świecki buddyzm nie wystarczą, by zachować przytomność umysłu (stan medytacji) w chwilach tak trudnych, jak choroba i śmierć. Trudnych nie dlatego, że coś boli, czy coś się przeżywa – trudnych w związku z dominującą wówczas tendencją do rozproszenia. W gruncie rzeczy umieranie to rodzaj intensywnego rozpraszania się rzeczy, ich rozpadania się na swoje składowe. Na co komu skoncentrowany, uważny, wyciszony (medytujący) umysł w takiej chwili, gdy nie idzie za tym założenie jego inności, a przez inność - założenie możliwości uniknięcia ogólnego zamętu?
Umieranie nie należy do świata zjawisk, z którego świecki buddysta 'wyplątuje' świadomość?

Pozdrawiam, gt
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: amogh »

stepowy jeż pisze:
Tomek pisze:A jeżeli rzeczywiście na końcu okaże się, że gdzieś jest niebo czy nirwana, to nie widzę lepszego sposobu aby się na to przygotować
Według słów Guru Rinpoche "gdzieś" tego nie można znaleźć. Tzn. gdzieś poza sobą.
Pytanie tylko czy w ogóle można "tego" doświadczyć, skoro coś takiego jak doświadczenie (jakiekolwiek) to od początku do końca subiektywna i indywidualna sprawa każdego umysłu. Ponadto "bezpośrednie doświadczenie" (sformułowanie, które ma jakiś desygnat) w świetle braku jakichkolwiek uwarunkowań, które relację między doświadczającym i doświadczanym czyniły by możliwą zdaje się być zwykłą fatamorganą. Oczywiście, myślą nie da się "tego" osiągnąć, tylko czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, do czego odnoszą się te wszystkie nauki? Bo przecież do czegoś muszą się odnosić skoro są komunikowalne, chyba że tak naprawdę każdy z nas rozmawia tutaj sam ze sobą - swoim własnym guru... :dontgetit:
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

stepowy jeż pisze:Co do praktyk, które wymieniłeś, to (przynajmniej ja tak widzę) jeśli nadasz im znaczenie dewocyjności, to takie będą. Same w sobie nie są dla mnie ani o ciut bardziej dewocyjne niż liczenie oddechów. Dewocja to duchowość na pokaz, więc jeśli robi ktoś pokłony w domu tak, że nie rzuca się innym w oczy to gdzie tu dewocja?

(...)

Zresztą jak wyobrażasz sobie wyplątanie się ze świata zjawisk. Nie odczuwanie bólu, głodu, radości, smutku, itp? Nie bardzo to rozumiem, jeśli mógłbyś to przybliż co masz na myśli.

Nie zrozumieliśmy się chyba za dobrze. Ale wynika to, jak przypuszczam, przede wszystkim z faktu, że niezbyt fortunnie przetłumaczyłem ang. „devotional practice”, co w kontekście judeochrześcijańskim można tłumaczyć zwyczajnie jako 'modlitwa' albo 'praktyki rytualne'. W żadnym wypadku nie miałem na myśli pejoratywnie brzmiącej „dewocji”!
I w związku z tym, myślę sobie, że w kontekście buddyjskim ang. „devotional practice” najlepiej chyba oddaje termin 'aktywność religijna', do której zaliczyć można: „rozmyślania” o właściwościach bogów, „kontemplację” Buddy, Dharmy i Sanghi, oddawanie czci tzw. 'puja', pokłony, śpiewy, okrążanie stup, składanie w ofierze kwiatów, kadzideł, lampionów, itp. Rozumiem, że dość łatwo można w tym kontekście wpaść w pułapkę czynienia podziałów pomiędzy tym, co rzekomo ma stanowić 'rytuał' a tym co ma być 'medytacją' – bo co właściwie zrobić np. z zazen w Soto, gdzie jest ono (zazen) postrzegane jako rytuałne „odtworzenie” przebudzenia Buddy?

Z mojego punktu widzenia wszystkie te 'aktywności', począwszy od posiadania wiary, zaufania w cel praktyki buddyjskiej, są częścią procesu wyciszania umysłu (samatha), którego celem jest nic innego jak menatlna stabilizacja, która w ostateczności prowadzić ma właśnie ku 'wyplątaniu się' ze świata zjawisk, co w klasycznym palijskim ujęciu jest synonimem nirwany – końcem cierpienia.

Oczywiście, tutaj pojawia się problem rozróżnienia pomiędzy mahajanistycznym pojmowaniem wyzwolenia (dostrzeżeniem pradziwej natury zjawisk), a wyzwoleniem/wyplątaniem się w ujęciu tradycji palijskiej. W pismach pali całkowite wyzwolenie rozumiane jest jako permanentny stan wykroczenia poza świat zjawisk – koniec cierpienia jest osiągalny tylko poza współzależnie powstawającym światem zjawisk, poza pięcioma zespołami 'skandha' osobowej egzystencji. Oczywiście istnieją współczesne próby odczytywania nirwany, jako pokonanie psychologiczno-moralnych skalań i osiągnięcia spokoju i wewnętrznej wolności (są mi one osobiście bliskie), lecz – jak pisze McMahan – jest to forma demitologizacji, która jakkolwiek realna dla dzisiejszych praktykujących, z perspektywy historycznej jest nieakceptowalna.

Natomiast mahajana zmieniła podejście do współzależnego powstawania i umożliwiła nieco bardziej pozytywne postrzeganie świata zjawisk. Co za tym idzie przedefiniowała cel praktyki i przesunęła akcent z całkowicie transcendentnej nirwany, na urzeczywistnienie natury buddy w tym świecie. Skoro wszystkie rzeczy pozbawione są stałej, substacjalnej natury, to jakakolwiek pojęciowa konstrukcja, nawet klasyczny podział na samsarę i nirwanę należy do sfery prawdy konwencjonalnej. Nagardżuna jako prawdę ostateczną określał mianem „pustki” i jednocześnie utożsamiał ją z współzależnym powstawaniem. Z tej perspektywy samsara jest również „pusta” i jeżeli elementy egzystencji (dharmy), które tworzą współzależne powstawanie są postrzegane właściwie, czyli jako „puste”, nieograniczone, to jednocześnie ich natura jest naturą przebudzenia. Tak więc, nie wykraczanie poza zjawiska jak w tradycji palijskiej, a właściwe pojmowanie pustej natury zjawisk jest w mahajanie okazją do osiągnięcia wyzwolenia, przebudzenia.

W tradycji palijskiej dostrzeżenie współzależnego powstawania jest synonimem wejścia w posiadanie mapy, która umożliwia wydostanie się poza świat zjawisk, natomiast w mahajanie ujrzenie współzależnego powstawania jest okazją do zrozumienia pustki wszystkich dharm i tym samym osiągnięcia najwyższej prawdy - urzeczywistnienie wyzwolenia w tym świecie. Pisze McMahan: "Odraza wobec współzależnego powstawania nie jest lepsza niż lgnięcie do niego; ważną sprawą jest nie tyle wykroczenie poza współzależne powstawanie, co wgląd w jego prawdziwą naturę".

Pozdrawiam +
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Mysle, ze ponizszy fragment wywiadu z Robertem Sharfem zamieszczony w Tricycyle moze zainteresowac osoby, ktore zaciekawila historyjka o 2 kobietach.

http://www.tricycle.com/interview/losin ... n?page=0,1
The religious historian Elaine Pagels has spoken of how religious practitioners adopt certain practices and beliefs selectively and reinterpret texts in what she calls a process of "creative misreading." Granted, this might be done unconsciously, even perniciously, but might it not also be a necessary strategy for adapting a tradition, in this case Buddhism, to the contingencies of time and place? Yes, I think that's a very valid point. And Buddhist history supports it.

When Buddhism arrived in China in the first and second centuries of the common era, the early Chinese Buddhists translated the scriptures using terms that were familiar to them, often using Daoist language for Sanskrit terms that had no Chinese equivalent. One of my favorite examples is the Sanskrit term tathata, or "suchness," a word that refers to the natural "empty" state of things—the way things really are. The Chinese translated tathata with the cosmological term benwu, which means "original non-being," and this gave the Buddhist concept a noticeably Daoist twist. The use of Daoist terminology made Indian Buddhist texts approachable and meaningful to members of the Chinese literary elite. It allowed them to make connections between Buddhism and their own indigenous ways of thinking. This was one reason Buddhism caught on so well.

I think there is a parallel in the way Buddhism is represented to a Western audience. Buddhist ideas are put into terms that are familiar and meaningful to our modern sensibility. Today the language of choice for rendering Buddhist ideas is the language of psychotherapy. And this ends up reinforcing, whether intentionally or not, the notion that Buddhism is basically a means of psychological transformation and that Buddhism is compatible with modern science. This is how we end up with the simplistic notion that Buddhism is a "science of happiness." But as in China, this may be an unavoidable stage in the transmission of Buddhism.
W skrocie: Scharf przywoluje import buddyzmu z Chin do Indii i posluzenie sie jezykiem taoizmu przez chinskich tlumaczy sanskryckich sutr. Wskazuje on, ze na Zachodzie ma miejsce podobny proces z ta roznica, ze jest to jezyk psychoterapii. Co prowadzi, jego zdaniem, do uproszczonego wniosku, ze buddyzm jest "nauka o szczesciu" ("science of happiness").
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Cześć Igo - dobrze, że przypominasz ten wywiad - przytaczałem już kiedyś jego fragmenty na tym forum. Przeglądając na bieżąco blogosferę, daje się odczuć, że tematyka poruszana przez Sharfa staje się coraz bardziej znana wśród szerokich buddyjskich mas - właściwie nic w tym dziwnego. Warto przecież coś wiedzieć na temat >>swojego buddyzmu<<, który, choć z pozoru jawi się jako taki, czy inny (japoński, tybetański, itd.), z bliższej odległości, widziany poprzez pryzmat analiz, takich jak te prezentowane przez Sharfa i innych badaczy, staje się czymś o wiele bardziej "swojskim" dla ludzi Zachodu, niż mogliby wcześniej przypuszczać.


Pozdrawiam +
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Igo pisze:When Buddhism arrived in China in the first and second centuries of the common era, the early Chinese Buddhists translated the scriptures using terms that were familiar to them, often using Daoist language for Sanskrit terms that had no Chinese equivalent. One of my favorite examples is the Sanskrit term tathata, or "suchness," a word that refers to the natural "empty" state of things—the way things really are. The Chinese translated tathata with the cosmological term benwu, which means "original non-being," and this gave the Buddhist concept a noticeably Daoist twist. The use of Daoist terminology made Indian Buddhist texts approachable and meaningful to members of the Chinese literary elite. It allowed them to make connections between Buddhism and their own indigenous ways of thinking. This was one reason Buddhism caught on so well.
Uczciwie należałoby dodać, że te tłumaczenia używające taoistycznych terminów nie ostały się. To dotyczy tylko pierwszych, najstarszych tłumaczeń, które szybko wyszły z obiegu. Jak Chińczycy trochę lepiej poznali indyjski buddyzm to stwierdzili, że jednak mówi o czym innym niż taoizm i stworzyli nowe pojęcia odpowiadające sanskryckim znaczeniom. W najważniejszych tekstach tathatha tłumaczona jest jako 眞如 (zhēnrú)
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

iwanxxx pisze:Uczciwie należałoby dodać, że te tłumaczenia używające taoistycznych terminów nie ostały się.
Troche nizej Scharf pisze, ze proces tlumaczenia ewoluowal w Chinach na przestrzeni wiekow i stawaly sie one coraz lepsze:
http://www.tricycle.com/interview/losin ... n?page=0,1
In China, the translation process evolved over the course of centuries. The Chinese continued to refine their translations of Buddhist texts, and with more reliable translations and commentaries came a deeper engagement with Indian Buddhist thought and practice. It took several centuries before the Chinese could fully appreciate the breadth and subtleties of Buddhism. This is not to say that they didn't continue to transform the Indian tradition and make it their own, because they certainly did. But the work of transformation went hand in hand with gaining a sophisticated understanding of Buddhism's Indian heritage.

Maybe the lesson from history is that it will take a long time—perhaps centuries—for the West to engage with the Buddhist tradition at a deeper level. Such an engagement will require that we see past the confines of our own historical and cultural situation and gain a greater appreciation of the depth and complexity of the Buddhist heritage. Certainly one impediment to this is the idea that the only thing that matters is meditation and that everything else is just excess baggage.
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Brad Warner wlasnie nabyl ksiazke The Making of Buddhist Modernism Davida McMahana i zamiescil kilka swoich refleksji o niej na blogu:

http://hardcorezen.blogspot.com/2011/09 ... rnism.html
Awatar użytkownika
takanobu
Posty: 90
Rejestracja: sob sie 14, 2010 18:47
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto-Zen

Re: Historyjka o 2 kobietach ...

Nieprzeczytany post autor: takanobu »

Har-Dao pisze:Czołem Igo

Nie ma znaczenia, że różne tradycje, dobra perspektywa. Dzięki za podzielenie się cytatami. Przyznam, że mnie personalnie jakoś poruszyły... a dokładniej poruszyło mnie to jak zareagowałem na te krótkie biografie - mianowicie jakimś lekkim zniesmaczeniem. Każdy stara się jakoś użyć buddyzmu, jakoś go wpleść w narrację, czy może wykorzystać... Przyznam, że mi się nie wykrystalizował jeszcze pogląd, natomiast na pewno wiem, że takie wplecenie w społeczeństwo jest czymś co mnie jakoś drażni. Choć sam kilka postów wyżej postulowałem jakąś drogę pomiędzy, to nie jestem pewny. Pamiętam (i mam zamiar poczytać jeszcze raz o tym) że byli bardzo wcześni mnisi w Chinach którzy woleli nie gadać o buddyzmie a raczej żyć, którzy patrzyli na te debaty i wysublimowane filozofie jak na coś co było tylko opisem a nie samą prawdą... Ot dylemat, mniej gadania i myślenia o tym, mniej główkowania czym się jest, albo jaki wpływ ma to na społeczeństwo, a więcej bycia w zgodzie z nauczaniem, więcej prawdziwego (i milczącego) odpuszczania i wygaszania jako takiego... Cóż, znów produkcja kolejnej nitki słów...

metta&peace
H-D
No właśnie słowa słowa słowa... jak to bardzo przypomina religię "miłościwie"panującą w naszej europejskiej kulturze tekst mówiony i niewiele jesli nie nic więcej.A istota buddyzmu chyba polega na czymś innym Z całym szacunkiem
Lotos rośnie w mule i nie unika nieprzyjemnych zapachów a jednak nadal rozsiewa swój aromat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”