motywacja, pragnienia, dziłanie.

dyskusje i rozmowy tyczące się dharmy buddyjskiej

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx

flavros

motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: flavros »

Witam,

nie jestem buddystą (nie przynależę do żadnej szkoły), co nie przeszkadza mi czerpać ogromnej inspiracji z buddyzmu. Interesuje mnie sam rdzeń buddyzmu bez tej całej jego otoczki. Ostanio mój umysł zajmuje kwestia pogodzenia rozwoju duchowego z dążeniami/pragnieniamii motywacją do działania w "codziennym" życiu. Otóż dochodząc do pewnego stopnia rozowju, "szczęśliwość" nie zależy od zewnętrznych czynników, takich jak posiadanie rzeczy materialnych, relację z innymi ludźmi etc.. Pragnienia są generowane przez ego, ponad które przecież staramy się wykroczyć. Więc, jeżeli oczywiście nie mamy zamiaru zostać pustelnikiem, ascetą, mnichem mającym zamiar spędzić swoje życie w klasztorze, tylko mamy zamiar wieść "normalne" życie w sensie zachodnim, jak to ze sobą pogodzić. Zejdę do bardziej przyziemnych kwestii np. ktoś ma pewną pracę, mógłby znaleźć lepszą, ale tego nie robi np. z tego względu, że ludzką motywacją kieruje głównie ucieczka od bólu, strach, chęć posiadania. Ta osoba widzi te wszystkie schematy i widzi, że nie pochodzą one od niej, tylko od uwarunkowań społeczeństwa, generalnie od ego, które zostało wytworzone w czasie całej socjalizacji itp. Z ta osoba znajduję się w określonym miejscu i społeczeństwie. Wracając do sytuacji chęci znalezienia lepszej pracy, nie podejmuje działań ponieważ brak jej motywacji, a brak motywacji wynika z tego, że przecież jej szczęscie od tego nei zależy, więc może być szczęśliwa tu i teraz w sytuacji w jakiej jest. Znalezienie lepszej pracy nie ma na celu np. zbędnego gromadzenia bogactwa, tylko np. zapewnienie lepszego bytu rodzinie ( i też nie ponad stan) To jest oczywiście tylko przykład, a takie przykłady można mnożyć. Więc, jeżeli weźmiemy na serio uniezależnienie się od wszelkich czynników zewnętrznych, wtedy motywacja do jakiegokolwiek działania polepszającego obecny byt znika.

CHodzi mi natomiast o to jak pogodzić dążenie do czegoś z uniezależnieniem się od wyniku tego dążenia. Np. Szukam nowej, lepszej pracy, ale mój stan nie jest uzależniony od pozytywnego wyniku czyli od znalezienia tej lepszej pracy. I wszystko by było ok, gdyby nie to, że przy takim nastawieniu zanika motywacja do działania. Jest to pewnego rodzaju nihilizm odpowiedni dla ascety żyjącego w himalajskiej jaskini.

Interesuje mnie jak to ze sobą pogodzić tzn. dążenie do czegoś bez jakiegokolwiek przywiązania i uzależnienia od wyniku działania z motywacją do tego działania.

Nie wiem czy znacie Osho, czy też uważacie go za nie godnego uwagi pseudo-pop-buddystę, jednak on starał się pogodzić podejście wschodnie z zachodnim, np. najprościej dał temu wyraz, chyba, jeżeli mnie pamięć nie myli, w "Budda drzemie w Zorbie". Podobnie było z Crowleyem, Vivekanandą, adeptami ścieżki lewej ręki w tantrze, rozmaitymi tradycjami ezoterycznymi na Zachodzie.

W wyniku długotrwałej medytacji i praktyki uważności czy też vipassany jak to buddyści nazywają "udało mi się osiągnąć" coś na kształt zenowskiego kensho. (oczywiscie moglo to rowniez nie byc zadne kensho, jest to dla mnie bez znaczenia) W tym stanie, ktory przytrafil mi się jak do tej pory dwa razy, raz trwal jakies 10 sekund, drugim razem kilka minut, gdy "pomyslalem" nad tym zagadnieniem, wydawało mi się to kompletnie trywialne i nie miałem wtedy żadnego wyboru pomiędzy działaniem a niedziałaniem, jakby pomiędzy wolną wolą i wyborem działania a przeznaczeniem czy też już z góry ustalonym tokiem wydarzeń. Wiem, że brzmi to dziwnie i paradoksalnie, ale takie właśnie było i tylko z poziomu ego teraz mi się wydaje to paradoksalne, wtedy nie było. Może w przyszlosci, w toku postępów na mojej ścieżce ten stan się utrzyma i nie będę miał z tym problemu. Tymczasem muszę wieść normlane życie i zastanawiam się jak sobie z tym problemem, który opisałem powyżej poradzić. Nie mogę przecież wytworzyć w sobie jakiegoś schizofrenicznego rozdzielenia na "normalne" życie i rozwoju duchowy, czy jakkolwiek to nazwać.

Jak sobie z tym radzicie buddyści?
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: booker »

Witamy na forum, flavros :)
flavros pisze: Interesuje mnie jak to ze sobą pogodzić tzn. dążenie do czegoś bez jakiegokolwiek przywiązania i uzależnienia od wyniku działania z motywacją do tego działania.
Pytanie ciekawe, bo z jednej strony rozumiem to tak, że chcesz coś osiągnąć ale z drugiej strony pojawia się "ściana", bo nie chciałbyś aby w tym było osiąganie.

Kwestia uniezależnienia, czy niezależności to jest w zasadzie klucz programu - trzeba praktyki, praktyki, praktyki....najlepiej pod opieką doświadczonego mistrza.
flavros pisze: CHodzi mi natomiast o to jak pogodzić dążenie do czegoś z uniezależnieniem się od wyniku tego dążenia. Np. Szukam nowej, lepszej pracy, ale mój stan nie jest uzależniony od pozytywnego wyniku czyli od znalezienia tej lepszej pracy. I wszystko by było ok, gdyby nie to, że przy takim nastawieniu zanika motywacja do działania. Jest to pewnego rodzaju nihilizm odpowiedni dla ascety żyjącego w himalajskiej jaskini.
No więc trudne zadanie chyba postawiłeś. Wydaje mi się iż zanik motywacji jest tu uzasadniony, bo wygląda tak, jakby najpierw był "odpalny" impuls do szukania nowej, lepszej pracy - to jest motyw, a za chwilę ten motyw zostaje odcięty, bo chciałbyś nie być uzależniony od wyniku. Wychodzi chyba iż wytwarza się tu jakieś błędne koło.

flavros pisze:Jak sobie z tym radzicie buddyści?
Ja sobie z tym nie potrafię dać rady - jeżeli chcę coś robić, określam cel to albo to robię, albo nie. Więc jedyne wyjście mam takie, żeby robić. Wynik w końcu i tak się pojawi. Kiedy pojawi się wynik wówczas albo przyjmę go "na czysto" - takim jakim jest, i moją reakcję na to też, albo wgłębianie się w rozmyślania na temat wyniku dadzą mi w kość. Jeżeli nie znalazłem pracy - to nie, szukam dalej. Jeżeli znalazłem to super, po sprawie. Jutro do roboty, nowe zadania, ale też i nowe problemy. Więc wynik stanie się nową przyczyną, i tak pojawi się kolejna sytuacja, którą trzeba bedzie spotkać, a potem kolejna..itd.

Teoretycznie jest to b.proste - w praniu niekoniecznie :D
flavros pisze:Więc, jeżeli weźmiemy na serio uniezależnienie się od wszelkich czynników zewnętrznych, wtedy motywacja do jakiegokolwiek działania polepszającego obecny byt znika.
Jeżeli nie ma motywacji do polepszania obecnego bytu dla siebie, bo motywacja znika, to może trzeba znaleźć inną motywację - np. polepszanie obecnego bytu nie dla siebie, a dla innych - po to, by pomagać innym.

Wydaje mi się też, że coś takiego jak "uniezależnienie się od wszelkich czynników zewnętrznych" to utopia, jest to nierealne.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
shimsong

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: shimsong »

@flavros

Poniżej cytuję przemówienie mistrza Zen, które może Ci pomóc:

NIE TYLKO LUDZKI ŚWIAT

Ten świat zmienia się bardzo szybko. Niedawno byłem w Moskwie, aby wziąć udział w konferencji pod nazwą Ogólnoświatowe Forum. Idea tej konferencji była bardzo interesująca: "Jak możemy ocalić ten świat?" Sowiecki prezydent Gorbaczow zaprosił ponad sześćset osób - przywódców religijnych, polityków, naukowców, a także biznesmenów - z wielu krajów. Gorbaczow dostrzegł, że ten świat jest w niebezpieczeństwie. Umysł Gorbaczowa jest bardzo otwarty. Nie jest on przywiązany do idei komunizmu.
Istoty ludzkie udowodniły sobie, że są bardzo głupimi zwierzętami. Niszczymy naturę - niszczymy powietrze, góry, rzeki, zabijamy zwierzęta, walczymy między sobą.
Nie rozumiemy naszej właściwej sytuacji, właściwej drogi. W życiu człowieka utrzymanie właściwej drogi jest bardzo trudne. Ludzie zdobywają pieniądze, stają się sławni, zdobywają taką czy inną pozycję, lecz kiedy starość i śmierć zbliżają się - jest wiele cierpienia.
I tak, jeśli masz dużo pieniędzy, wtedy jest dużo cierpienia; jeśli nie masz pieniędzy nie masz cierpienia. Także jeśli masz zbyt wiele myśli, zbyt wiele zrozumienia, wtedy jest wiele cierpienia. Jeśli twój umysł jest prosty, nie ma cierpienia, możliwe staje się zaakceptowanie starości i śmierci jako naturalnego procesu.
Ten prosty umysł to umysł nie- wiem. Umysł nie-wiem nie sprawdza, nie utrzymuje, nie pragnie; nie jest przywiązany do niczego. Tylko utrzymuje jedno - upunktowiony, prosty kierunek. Ale jeśli trzymasz się swojej opinii, swoich warunków, swojej sytuacji, wtedy świat zaatakuje ciebie. Najpierw twój umysł cię zaatakuje, potem twoja rodzina, twoi przyjaciele, wszyscy ludzie, których spotkasz będą cię atakować, twoje społeczeństwo, twoja kultura, czas i przestrzeń, wszystko będzie cię atakować. Jeśli odrzucisz to wszystko, ten świat, czas i przestrzeń nie mogą cię zranić. Wtedy możesz kontrolować ten świat, możesz kontrolować czas i przestrzeń.
Istoty ludzkie zawsze czegoś chcą; ten chcący umysł nigdy się nie kończy, więc nasze życie jest zawsze skomplikowane, zawsze cierpimy. Odrzucić to wszystko oznacza: uczynić nasze życie bardzo prostym - jak czyste lustro. Nazwą tego umysłu jest Wielka Miłość, Wielkie Współczucie i Wielka Droga Bodhisattwy.
Pierwotnie wszystko jest bardzo proste i bardzo harmonijne. Dopiero kiedy pojawia się "ja", rzeczy komplikują się, zaczyna się cierpienie.
Kiedy "ja" znika, cały świat jest wasz. Kiedy "ja" pojawia się, tracicie go. Na przykład, w Niemczech Zachodnich wielu ludzi obawia się zjednoczenia. Dlaczego? Ponieważ Wschodnie Niemcy są bardzo ubogie. A więc pojawia się "nie lubię". To jest umysł zwierzęcy, a nie umysł ludzkich istot. Wschodnie Niemcy doświadczyły wielu cierpień a Niemcy Zachodnie prosperują.
Musimy odrzucić nasze uprzedzenia i współistnieć w tym świecie z niebem, drzewami, powietrzem i z innymi ludźmi.
Podczas owej konferencji w Moskwie religijni i polityczni przywódcy świata zebrali się i omawiali jak ocalić świat. Koncentrowali się na ekologii, środowisku, zanieczyszczeniu powietrza i wody.
Mówili o tym, jak rozwiązać problemy tego świata, jak zdobyć wystarczająco dużo pieniędzy itp. W mojej mowie wyjaśniłem im, że to nie jest tylko świat ludzkich istot. Nasz wszechświat zawiera zwierzęta, ptaki, rośliny, powietrze, niebo - wszystko. Gdy we wszystkich wymienionych jest harmonia - świat jest harmonijny. Kiedy nie ma harmonii, jest problem. A więc problemy tego świata są tylko skutkiem, a skutek ten pochodzi z pierwotnej przyczyny. Jeśli nie rozumiesz pierwotnej przyczyny, nie możesz zmienić skutku. Jakiego rodzaju jest pierwotna przyczyna?
Dzisiaj na świecie jest 5 mld ludzi. W 1945 roku, po zakończeniu wojny było 2,5 mld ludzi. A więc od drugiej wojny światowej ludzka populacja wzrosła bardzo szybko. Ma miejsce także ekonomiczna rewolucja. Teraz na Zachodzie wielu ludzi ma komfortowe warunki: dobry dom, dobry samochód, dobrą sytuację. Ale ilu ludzi jest szczęśliwych? Każdego dnia 25 tys. osób umiera z głodu w krajach biednych. Ale w krajach bogatych jest wiele zmarnowanego jedzenia wyrzuconego do śmieci. A więc jest nierównowaga na tym świecie. Kto stwarza tę nierównowagę? - ludzkie istoty trzymające się swojej sytuacji, swoich warunków, swojej opinii - stworzyły tę nierównowagę, to cierpienie na świecie.
Nie tak dawno każdy obawiał się wojny nuklearnej. Teraz każdy obawia się AIDS. Zawsze obawiamy się umrzeć. Ale jeśli utrzymujesz swoją właściwą funkcję, właściwą sytuację, właściwe związki, z chwili na chwilę, nie możesz tak naprawdę umrzeć nigdy. Wtedy tworzysz harmonię i równowagę w tym świecie i w ten sposób pomagasz mu - nie tylko istotom ludzkim ale całemu kosmosowi. To jest bardzo szeroki umysł.
Zachodnia historia zawsze mówi o zmianach na zewnątrz, a więc zachodnie społeczeństwa mają wiele rewolucji. Wschodni umysł oznacza rewolucję wewnętrzną, nie zewnętrzną. Oznacza to dzielić nasz świat ze słońcem, zwierzętami, drzewami - wszystkim co żyje. Wielu ludzi Zachodu przyciągnęła medytacja właśnie z tych powodów.Kiedy twoje życie stanie się właściwe, wtedy będziesz w harmonii z resztą wszechświata.
Budda zawsze mówił o tej idei: idei miłości i współczucia, harmonii ze wszystkim we wszechświecie. Mówił o równości i miłości.
We wszechświecie wszystko ma swoje zadanie: drzewa mają zadanie drzew, ptaki mają zadanie ptaków, istoty ludzkie mają zadanie istot ludzkich. Tylko istoty ludzkie nie rozumieją swojego właściwego zadania.
Każdy rodzaj praktyki Zen oznacza uczynienie swojego umysłu bardzo prostym, tzn. umysłem nie-wiem. Umysł nie- wiem oznacza zrozumienie pierwotnego ludzkiego zadania. Budda praktykował nieprzerwanie przez sześć lat. Bodhidharma siedział dziewięć lat. Dlaczego? On już miał oświecenie, dlaczego więc siedział przez dziewięć lat w jaskini w Sorim? On zrozumiał, że nie dojrzał jeszcze czas dla jego nauk. A więc te dziewięć lat były czekaniem na to. To czekanie było nie dla niego, ale dla innych istot. A więc czekanie było jego praktyką. Czekający umysł Bodhidharmy jest także twoim umysłem. Odsunięcie swoich opinii, swoich warunków, swojej sytuacji i utrzymywanie właściwej funkcji, właściwej sytuacji i właściwych związków to także czekający umysł Bodhidharmy. To jest umysł Bodhisattwy i ta praca umysłu nie ma końca, ponieważ ten umysł działa tylko dla dobra innych istot.
Mam nadzieję, że utrzymacie tą drogę Bodhisattwy, nie stwarzając niczego, z chwili na chwilę tylko robiąc to.

Mistrz Zen Seung Sahn
"Primary Point" nr 2/90, summer 90
tłum. Stefan Rzeszot
flavros

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: flavros »

Teoretycznie jest to b.proste - w praniu niekoniecznie
No właśnie, trafiłeś w sedno. To też się odnosi do tego:
Ten prosty umysł to umysł nie- wiem. Umysł nie-wiem nie sprawdza, nie utrzymuje, nie pragnie; nie jest przywiązany do niczego. Tylko utrzymuje jedno - upunktowiony, prosty kierunek. Ale jeśli trzymasz się swojej opinii, swoich warunków, swojej sytuacji, wtedy świat zaatakuje ciebie. Najpierw twój umysł cię zaatakuje, potem twoja rodzina, twoi przyjaciele, wszyscy ludzie, których spotkasz będą cię atakować, twoje społeczeństwo, twoja kultura, czas i przestrzeń, wszystko będzie cię atakować. Jeśli odrzucisz to wszystko, ten świat, czas i przestrzeń nie mogą cię zranić. Wtedy możesz kontrolować ten świat, możesz kontrolować czas i przestrzeń.
Tak to pięknie brzmi ten właśnie schemat tutaj zaprezentowany w ustach oświeconych ludzi. Nie pierwszy raz to słyszę i, z jednej strony to teoretycznie rozumiem, a jak wygląda praktyka napisałem w swoim pierwszym poście ;)

Miałem nadzieję, że usłyszę jakieś bardziej przyziemne rozwinięcie tego, od kogoś kto praktykuje i sobie z tym radzi, ale nie jest oświecony (czy jak to tam nazywać )

No ale "niestety"
trzeba praktyki, praktyki, praktyki.
i to jest chyba jedyne wyjście.

Bo schemat jest jaki ?

PRAGNIENIE -----(motywacja)-----> CEL

Przy czym im silniejsze pragnienie, tym silniejsza motywacja, i tym większa szansa osiągnięcia celu określonego działania.

Żeby była motywacja, musi przecież wystąpić przywiązanie do pragnienia. (ok pomijamy tu "oświeconych", oni to inna bajka :D )

Dobra, w sumie to się powtarzam, booker dobrze zrozumiałeś, co miałem na myśli.
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: booker »

Nie wiem :)

Czasami może za bardzo zawracamy sobie głowę realizacją jakichś "wyższych" czy "uduchowionych" teorii, albo chcemy działać z jakichśtam "oświeconych" poziomów, podczas gdy nasze zwykłe życie przecieka normalnie przez palce....

U mnie na wsi mówią, że 'codzienny umysł jest drogą'. Może zamiast wykolorowanych teorii o nieprzywiązaniu do pragnień lepiej jest po prostu robić to co ma się do zrobienia, zważając aby nie ranić siebie i innych, iść prosto. Nie wiem, serio :)
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
wyzwolenie
konto zablokowane
Posty: 373
Rejestracja: sob mar 22, 2008 11:02
Płeć: mężczyzna
Tradycja: natura

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: wyzwolenie »

Jak dla mnie to prawie że konganowe pytanie .
Jak chciec coś zrobic ale nie byc przywiązanym do efektu ?
odp : medytowac i osiągnąc głębię i stałośc medytacji .
Wtedy działanie bedzie łatwe i będziesz zawsze spokojny , bez emocjonowania się .
Mówisz że jest ci tak dobrze że nie masz motywacji do działania a zaraz piszesz że jednak chcesz działac .
Jeżeli doświadczasz najgłębszej , ostatecznej medytacji to wtedy jesteś Buddą i wtedy rzeczywiście to co na zewnątrz nie jest tobie potrzebne .
Jeżeli masz na tyle głęboką medytację aby robic duchowe postępy żyjąc na odosobnieniu to czemu nie ? Ale jak rozpoznac czy naprawdę robisz postępy i wyzwolisz się czy coś tłumisz i tworzysz frustrację ? Są poziomy powieszchowne i subtelne .
A jeżeli czujesz potrzebę czegoś na zewnątrz : jedzenia , luksusu , uwagi , to znaczy że jeszcze nie rozpoznałes swego umysłu całkowicie i masz potrzeby .
A jak są potrzby to poco je tłumic ?
Jeżeli już to niech rozpuszczą się same .
Na początkowych etapach drogi duchowej nie można za dużo medytowac bo to nic nie da - umysł jeszcze nie jest oczyszczony i nie ma pozytywnych nagromadzeń . Tak samo w nerwicy . Nagardżuna mówił że istoty dopiero gdy osiągną szczęście doczesne , zaczynają przejawiac motywację do wyzwolenia się .
Niektórzy mówią że w biedzie i w cierpieniu nie da się wejśc w medytację .
Badz uważny a dojdziesz do oświecenia , będziesz wiedział co masz robic , wyjaśni Ci się , nie zginiesz .
Jest taka przypowieśc Buddy o uważności : mnich przyszedł do Buddy i powiedział że nie potrafi zapamiętac 250 wskazań to Budda mu powiedział żeby zapamiętał 1 : bądz uważny .
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: motywacja, pragnienia, dziłanie.

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

:kit:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dharma/Dhamma”